|
|
Tak naprawdę, to dopiero w 1990 roku rozpocząłem samodzielne życie gospodarcze w kapitalizmie.
Wszystko, co było do tej pory w moim działaniu gospodarczym uwarunkowane było jakimiś ramami.
Najpierw były to dyby ustrojowe, a potem podległość wynikająca z uzależnień finansowych i powiązań z mocodawcami.
Ten powstały w Polsce kapitalizm po praktycznie odzyskanej niepodległości ( po 1989 roku) był dość specyficzny.
Różnie można go było nazwać, ale z pewnością najbliżej prawdy było określenie: drapieżny!
Można byłoby dodać do tego określenie agresywny, co właściwie nie jest samo w sobie niczym złym,
ale tak naprawdę to był: kapitalizm drapieżny na prawach dżungli!
Do powszechnie znanych zasad bezwzględnej konkurencji, zyskowności, prawa silniejszego i bóg wie jeszcze jakich
reguł, doszedł ogólny brak jakiejkolwiek moralności. Tego można było się spodziewać. Przecież nad
zdemoralizowaniem obywateli pracowano przez pół wieku! Jednak w swojej naiwności sądziłem, że umiem rozpoznać
złodziei, oszustów czy zwyczajnych kanciarzy.
Niestety!
Jak teraz rozmyślam nad tym, co mnie spotykało po tym przełomie ustrojowym w mojej działalności gospodarczej, to nie
znajduje innego określenia, jak tylko:
pierwotna walka o byt w społeczeństwie oszustów!
Nawet pracownicy takich urzędów państwowych, które mają strzec praworządności w dziedzinie gospodarczej jak
skarbówka, próbowali ukraść moje ciężko zarobione pieniądze!
Ale zanim opowiem jak przebiegały poszczególne walki a raczej małe wojny, zamknę lata osiemdziesiąte.
|
|
|
|
|
Grunt pod nogami mi się obsuwał. Zamęt w działalności gospodarczej był okropny, jednak jakieś tam
pieniądze zarabiałem rozglądając się za czymś nowym, czymś pewniejszym, co dałoby jakąś
stabilność.
Z 1988 roku pamiętam dość znaczący epizod, jakim było pojechanie na zjazd wychowanków I Liceum Ogólnokształcącego im.
Stanisława Staszica Lublinie, gdzie uczyłem się trzy lata. Klasę maturalna odbyłem już w Łodzi. Tam przeprowadziła się moja rodzina.
Jednak w Lublinie potraktowano mnie jak absolwenta. (Swoją naukę w Lublinie opisuję na stronach 9,10 i 11).
Moja Mama, która wciąż była czynna zawodowo mimo swoich osiemdziesięciu lat, zapragnęła także przy tej okazji odwiedzić uczelnię,
na której najpierw doznała wielkiej satysfakcji i zaszczytów a później, jak wielu, upokorzeń i oskarżeń za polityczną niepoprawność. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jakież to dziwne uczucie mnie ogarnęło jak stanąłem przed
starym, nic niezmienionym budynkiem 'mojego' liceum po blisko czterdziestu
latach!
Nawet winogrona oplatające całą frontową część okazałego
gmachu były jak wtedy, gdy zdyszany wpadałem do głównego
holu nadsłuchując, czy był już dzwonek, bo jakoś pustawo w
około!
Natychmiast, bezwiednie, spojrzałem na swoje buty!
Trzeba zmienić na kapcie!
W tych kapciach, nieco za wielkich, jak na krótkich nartach,
w lekkim wykroku, w pełnym biegu wpadałem na kamienne
schody łączące poszczególne pietra i ze strasznym łoskotem
zjeżdżałem w dół dotykając tylko krawędzi stopni!
Wszyscy, znajdujący się w tym momencie na schodach
pierzchali na boki, bo było zapewne widać, że się nie
zatrzymam !
Tylne części kapci odbijając się to o moje pięty, to o krawędzie
stopni robiły taki hałas, że nie musiałem niczym więcej
sygnalizować swojego slalomu.
Gmach był budowany w 1933 roku, a wtedy uważano, że
uczniowie muszą mieć dużo powietrza nad głowami i piętra
były bardzo wysokie, więc schody były długie, przyjemność
zjazdu ogromna!
Obrywało mi się nieraz za te ekstrawagancje.
Tym razem jednak nie ubierałem żadnych kapci, było
dość cicho, zapewne po dzwonku i pewnie byłem
spóźniony... Poszedłem do wskazanej na zaproszeniu,
mojej starej klasy.
Była pełna moich starych kolegów.
Starych? Ech nie. To byli moi dawni, młodzi, niesforni,
każdy na swój sposób.
Był także jeden z moich-naszych profesorów.
Sprawdzono listę obecności!
Nieobecnych było tak samo jak zwykle, kilku.
Tylko!
Jeden, czy dwóch chorych . . .
Jeden w Ameryce!
Tak? Aż w Ameryce? Jak to się stało? Jeden czy dwóch, niewiadomo co z nimi!
To było już coś nowego!
Nie wiadomo co z nimi!?
Żyją?
--- Zabrzmiało to bardzo groźnie!
Wyglądało to tak, jakby po ostatniej lekcji prawie 40 lat
temu, wszyscy się rozeszli na wojnę, wojnę życia.
Część jakby tam poległa.
Liczyliśmy straty.
A może się jeszcze znajdą?
Może żyją tylko nikt nie wie
gdzie?
Tak! Na pewno! Przecież jesteśmy jeszcze młodzi!
Tak! Wyglądam przez znajome mi okno w klasie.
Tam, obok szkolnego boiska, za drewnianym
ogrodzeniem była lecznica dla zwierząt.
Patrzyłem czasem jak zahipnotyzowany.
Co oni w białych fartuchach tam robią z tą krową?
Jeden z nich wkłada całą rękę, po pachę, pod ogon
krowie do odbytu , chyba!
Och!
Niedobrze mi się robi, ale patrzę dalej!
Nic jednak się nie dzieje! Krowa stoi spokojnie.
Słyszę nagle: Kalinowski! Czy słyszysz, co do ciebie
mówię?
A! Tak! Słucham! - Kłamię jak z nut! -----
Nie! Nikt mnie nie woła!
Nie ma już żadnych zabudowań! Jest tylko boisko!
Zadbane! Są także trawniki. Powracam wzrokiem na
ściany klasy. Nie ma tych
propagandowych portretów,
haseł, plakatów....
----------------------------------
Rozmowom na temat, kto kim został po ukończeniu
liceum, jak postrzega otaczający nas świat, nie było końca.
Przyjemnie się było dowiedzieć, że prawie wszyscy
zdobyli wyższe wykształcenie, że coś znaczącego
osiągnęli.
Umocniło to we mnie przekonanie, że mam w swym
życiorysie dobrą szkołę, że moje wspomnienia z tamtych
zielonych lat nie są przesadzone, że zostawiły w mojej
psychice coś pozytywnego. |
|
|
|
|
|
|
|
|
Powyżej zdjęcia gmachu szkoły (stan obecny) i teksty (poniżej) zaczerpnięte z
witryny oficjalnej I Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie.
Jak wyglądał ten gmach, kiedy jako uczeń, stałem na tym boisku możesz zobaczyć na
stronie 9 mojego życiorysu.
Pierwsze Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica zajmuje ważne
miejsce w historycznym i kulturalnym krajobrazie Lublina. Nawiązując do
tradycji powstałego w 1586 roku kolegium jezuickiego, należy do najstarszych
szkół średnich w naszym kraju.
W latach pięćdziesiątych XIX w. szkoła kierowana przez dyrektora Józefa
Skłodowskiego, dziadka przyszłej noblistki, opuściła zabudowania pojezuickie i
przeniosła się do wybudowanego w 1859 r. budynku przy ulicy Narutowicza
12, zaprojektowanego przez J. Ankiewicza.
......
Z nazwiskiem Tadeusza Moniewskiego, który objął ponownie stanowisko
dyrektora w listopadzie 1933 r. łączymy czas najlepszych lat gimnazjum
Staszica. Za jego kadencji udało się zbudować nowy gmach szkolny przy ulicy
Al. Racławickie, który jest także obecną jej siedzibą (na zdjęciach powyżej).
Dyrektor Moniewski dążył do ciągłego podnoszenia poziomu szkoły i dbał o
rozwój samorządności szkolnej. Rezultatem tych działań było powstanie
Gminy szkolnej - formy samorządu uczniowskiego. Oprócz pracy w szkole
Tadeusz Moniewski udzielał się w różnych inicjatywach społecznych, między
innymi pełnił funkcję prezesa Koła Stowarzyszenia Dyrektorów Szkół Średnich
w Lublinie. Jego zasługi państwo uhonorowało, przyznając mu Złoty i Srebrny
Krzyż Zasługi.
......
Okres II wojny światowej i okupacji niemieckiej i radzieckiej był jednym z
najtragiczniejszych w historii szkoły. Obydwaj okupanci postawili sobie za
jeden z celów zniszczenie polskiej inteligencji. Wśród ofiar eksterminacji narodu
polskiego znaleźli się także nauczyciele i uczniowie Staszica.
Między innymi zginął rozstrzelany na Zamku w Lublinie Tadeusz Moniewski,
w Katyniu zamordowano Czesława Zalewskiego nauczyciela w-f, w obozie w
Oświęcimiu zginął nauczyciel łaciny Kazimierz Pluciński.
....
W dniach 20 - 21 IX 1986 r. szkoła obchodziła swój jubileusz 400 - lecia
powstania (1586 - 1986). Okrągła rocznica stała się pretekstem do zjazdu
absolwentów i narodzin idei powołania stowarzyszenia "Staszicaków". Pomysł
podsunął zasłużony profesor Gimnazjum i Liceum im. St. Staszica
doc. dr hab. Bohdan Komorowski (widoczny na zdjęciu zamieszczonym na
mojej stronie 9).>>>
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wieczorem, w atmosferze starej tawerny w jednej z licznych
knajpek przy dobrych trunkach i wspaniałej braterskiej
atmosferze wspominaliśmy nasze szalone pomysły
sztubackie i dawno minioną młodość.
Następnego dnia, w niedzielę, po wspólnym udziale we
mszy świętej w bazylice OO. Dominikanów na Starym
Mieście obejrzeliśmy uratowany przed barbarzyńcami
piękny, przedwojenny sztandar liceum im. Stanisława
Staszica (widoczny na fotografiach obok).
Nie wiem, kto był tak mądry, odważny i przewidujący jakie
czasy nadchodzą po roku 1945 i potajemnie powierzył ten
sztandar zakonnikom, OO. Dominikanom.
Ci ukryli go w zakamarkach olbrzymiego klasztoru
stanowiącego jeden wielki kompleks ich posiadłości w
skład, którego wchodzi także wspomniana bazylika.
Całość usytuowana jest na terenie Starego Miasta w
Lublinie.
Jest to wspaniały zespół budowli, nazywany często
lubelskim Wawelem. Jego początki sięgają roku 1343,
kiedy to król polski, Kazimierz Wielki, ostatni z dynastii
Piastów, ufundował ten klasztor i kościół. Oczywiście swoją
obecną formę uzyskał znacznie później, gdyż trawiony był
kilkoma pożarami.
Tu, w 1559 roku, w gotyckim refektarzu na parterze
klasztoru została podpisana słynna Unia zwana lubelską ,
między Polską a Litwą, o której się mówi dziś, że dała
początek, jakby zalążek myślowy do powstania
współczesnej Unii Europejskiej.
Tu, w klasztorze, do dziś zachował się krucyfiks, na który
była składana przysięga dotrzymania tej Unii.
To ten krucyfiks miał oglądać Jan Matejko przed
namalowaniem słynnego obrazu przestawiającego akt
podpisania przymierza.
|
|
|
|
|
|
|