|
... W tym momencie miałem ułatwione zadanie.
Wszystkie stoliki były zajęte i pod tym pretekstem poprosiłem o
pozwolenie towarzyszenia jej. Pani wyraziła zgodę. Początkowo rozmowa
dotyczyła " pogody ", a ponieważ towarzyszka kawiarnianego
stolika
okazała się osobą elokwentną łatwo, acz niepostrzeżenie, przeszedłem
do tematów damsko-męskich .
Czas szybko płynął. Postanowiłem nic na " hurra" nie załatwiać.
Pod
pozorem, że musze jeszcze tego dnia coś pilnego załatwić spróbowałem
się umówić na drugi dzień w tym samym miejscu.
Był to wybieg w celu sprawdzenia czy trafnie oceniłem, że jest mną zainteresowana.
Dalej wszystko już się potoczyło według scenariusza " pisanego" przeze
mnie.
Przy następnym spotkaniu już otwarcie wyłuszczyłem maje zamiary
i byłem przy tym bardzo szczery, ale zarazem paskudnie przezorny.
Powiedziałem mianowicie, że żona na razie nie ma zamiaru wracać do
kraju, ale mogę się spodziewać, że za pół roku lub trochę dłużej jednak
przyjedzie i wtedy będziemy musieli się rozstać.
Pani słuchała mnie z pewną wesołością, ale jak zauważyłem uważnie.
Dowiedziałem się, że jest pracownicą fizyczną w największej w rejonie
fabryce i ma wolny czas przez parę dni przed południem, a przez
następnych kilka po południu. Bardzo mi to odpowiadało, bo mogliśmy
się spotykać o różnych porach dnia. Nasze spotkania były pełne radości wzajemnego poznawania
się. Najlepiej jednak można się poznać wyjeżdżając na dwu,
trzy dniowy biwak. Mój samochód plus przyczepa campingowa
(choć bardzo spartańska, ta jeszcze z czasów pierwszego
małżeństwa) dawały doskonałe możliwości wzajemnego sprawdzenia się.
Tereny na których przyszło mi żyć dawały, jak żadne w Polsce,
możliwości dosłownie co krok do rozkoszowania się swobodą,
sobą i zapominania o całym świecie. Co kilka dni (tak aby moja
towarzyszka nie zarywała pracy) jeździliśmy nad któreś z jezior
i tam już byliśmy tylko my i Alma.
No właśnie, tylko Alma przypominała mi (pewnie i Eli), że tak
naprawdę to jest trochę ułudy w tym, że nic więcej tylko MY!
|
|