Był piękny niedzielny ranek, wczesna wiosna. Chciało się gdzieś
pojechać, odetchnąć rześkim powietrzem, popatrzeć jak przyroda budzi
się do życia.
Postanowiliśmy z Elą wyjechać za miasto, gdzie nas oczy poniosą.
===
-Minęliśmy naszym czerwonym Starionem ostatnie zabudowania. Szosa
była sucha i prosta. W oddali widać było las. Przed nami jechał dość
szybko jakiś mercedes. Wtedy przyszło mi do głowy, że najpewniej
jest to samochód jednego z moich znajomych i postanowiłem to sprawdzić
wyprzedzając go. Z daleka było widać, że niebawem szosa wejdzie do
lasu i jest lekko opadającą.
Tak! Można śmiało wyprzedzać!
Wcisnąłem gaz, a moje 180 koni rączo szarpnęło do przodu.
Tak! To zawsze podnosiło mi poziom adrenaliny i było bardzo przyjemne.
Wyprzedzając zerknąłem na kierowcą wyprzedzanego mercedesa...
Nie był to żaden mój znajomy.
Spojrzałem z powrotem na połykaną szosę.
O
rety! Właśnie wjechałem na odcinek, który był w lesie i ... był
on pokryty warstwą lodu
na całej szerokości i w całym zasięgu wzroku do przodu!
Byłem na lewej połowie szosy, miałem na liczniku dobrze ponad
100 km/godz., a z odległości ok. 200 metrów z zakrętu wyłoniła
się
na mojej stronie, tej lewej oczywiście, ciężarówka!
Próbowałem zjechać delikatnie na prawą część tej oblodzonej
jezdni i wtedy wpadłem w poślizg!!! Już nami niosło bokiem
w jej kierunku..
Usiłowałem delikatnie skontrować... udało się na chwilę...
samochód najpierw obrócił się we właściwym kierunku, ale zaraz
potem lecieliśmy
znowu drugim bokiem..., a ciężarówka zbliżała się w oczach...
Przeleciało przez głowę: zaraz się z nią zderzymy! Zrobiłem
gwałtowniejszy ruch kierownicą, aby jeszcze raz zmienić kierunek
jazdy, bo samochód
ciągle
sunął bokiem w kierunku tej przeklętej ciężarówki... i wtedy
koła
jakby złapały jakiś szorstki grunt i wypadliśmy z szosy tyłem
do głębokiego rowu... i dalej przez niego pod same drzewa w
lesie, ale tu znowu nagle samochód zrobił jakieś dziwny zwrot
i wylądowaliśmy
z powrotem w rowie! Ciężarówka przejechała jakby nad naszymi
głowami
i później powoli zatrzymała się w dość dużej odległości.
Siedzieliśmy przez chwilę jeszcze oniemiali w samochodzie...
ktoś przyszedł i pytał czy nam się nic nie stało...
Nie! Nam nic! Powiedziałem z widocznym wysiłkiem. Zatrzymały
się i inne samochody. Chcieli nam pomóc wyjechać z dość głębokiego
rowu, ale to się nie udawało. Nasz Starion był zawieszony
w poprzek rowu
i został zupełnie zaklinowany przez jego wysokie brzegi.
Ktoś powiedział,
że zawiadomi policję, może oni podeślą jakiś dźwig i nas
wyciągnie... czekaliśmy ponad godzinę i nikt nie przyjeżdżał.
Po
następnej godzinie przyjechał jednak policyjny patrol i bez żadnych
specjalnych ceregieli
wystawiono mi mandat karny za nie ostrożną jazdę. Przyjąłem
to z pokorą, chociaż w duchu, wtedy uważałem, że to po
prostu
nieprzewidywalny
zbieg okoliczności.
Czy ktoś mnie wyciągnie z rowu? - Zapytałem policjantów.
Wątpliwe - powiedzieli, bo dzisiaj niedziela! Miałem zostawić
samochód do poniedziałku!
Postanowiłem sam okazją pojechać do straży pożarnej - tam
maja wielkie samochody...
Za odpowiednią opłatą wielki samochód straży pożarnej wyciągnął
mojego Mitsubishi Stariona z rowu.
Okazało się, że tylko przedni spojler wykonany z tworzywa
sztucznego, który był moja duma został doszczętnie pogruchotany.
===
Jaki popełniłem "głupi" błąd? Ano, to proste! O takiej
porze roku w lesie może być bardzo ślisko! Proste? Bardzo proste!
A jak się mogła ta głupia decyzja skończyć?
Bardzo źle! Nawet tragicznie, gdyby w ostatnim momencie samochód
nie wyrzuciło poza tą oblodzona szosę. Mogłem jeszcze trafić
w potężne drzewa rosnące za rowem.
A zapytasz, co na to wszystko Ela? Wystraszyła się okropnie,
ale powstrzymała się od kategorycznych sądów w stosunku do
mnie. Ja
jednak czułem, że ta jej wstrzemięźliwość pod tym względem
jest gorsza od
jawnego popukania się po głowie pod moim adresem!
==================================
Efektowny spojler przedniego zderzaka był wykonany przez
specjalistyczną niemiecka firmę tuningową, która miała
na niego atest i tam
też musiał być zamówiony. Pośrednikiem w tej operacji zgodziła
się
być pewna
firma ze Szczecina i po paru tygodniach musiałem tam pojechać
i go odebrać. Było do przejechania około 1000 kilometrów.
Postanowiłem zrobić tę trasę jednego dnia, a mając na uwadze
stan polskich dróg nie było to łatwe.
Oczywiście udało się to, ale zapisałem się znowu w kartotekach
policji jako niepoczytalny wariat z bardzo wysokim mandatem
za znaczne przekroczenie
dozwolonej prędkości!
W sumie jedna głupia decyzja owocowała jeszcze następnymi! Choć
jednak muszę uważać się za szczęściarza!