|
|
|
Sumienie
|
|
|
|
|
Przyznam
się, że często miewam wyrzuty sumienia, jak myślę o moim postępowaniu
w stosunku do mojej Mamy. Prawda, że wtedy,
kiedy wymagała już specjalnej opieki, jeszcze pracowałem zawodowo.
Czas mojej pracy, co prawda, był przeze mnie regulowany, ale tylko
w pewnym zakresie. Moje częste wyjazdy były zawsze poza Olsztyn,
nawet poza województwo. Po prostu wyjeżdżałem na cały dzień. Dzień
poprzedzający taki wyjazd był cały przeznaczony na pakowanie i różne
inne czynności ułatwiające załatwianie spraw w czasie jazdy. Po powrocie,
czyli tego trzeciego dnia było rozpakowywanie, segregacja przywiezionego
towaru czy reklamacji i ich załatwianie, księgowanie, i wiele innych
czynności.
Mimo tak intensywnej pracy znajdowałem czas na pojechanie do mieszkania
Mamy, zrobienia szybko jakiś zakupów, podzielenia się z Nią swoimi
wrażeniami z wyjazdu. Nie miałem jednak czasu na spokojną jakąś
dłuższą rozmowę...
|
|
|
|
|
=== |
|
|
|
|
Pamiętam,
jak wchodząc po schodach w bloku, gdzie na pierwszym piętrze
było Mamy mieszkanie częto słyszałem jak grała na
pianinie jeden ze znanych mi od dzieciństwa utworów Chopina ,Czajkowskiego czy Mendelssohna,
lub Griega czy Beethovena albo Gershwina (włącz głośniki
i TY posłychaj także - proszę!). Robiło mi się wtedy weselej
na duszy, bo wiedziałem, że
Mama dobrze się
czuje. |
|
|
|
|
Zatrzymywałem
się wtedy czasem na chwilę , aby jeszcze parę sekund brzmiały
te miłe dla ucha dźwięki, bo wiedziałem,
że jak zadzwonię do drzwi umilkną natychmiast.
Ale też pamiętam, że bardzo rzadko miałem czas na to, aby spokojnie
posłuchać jak grała, choć wiedziałem, że sprawiłoby jej to radość.
|
|
|
|
|
Bywało
czasem jednak i tak, że chciałem ponownie usłyszeć te piękne
frazy i wtedy pytałem Mamy: A co to był za utwór? Wtedy
Mama ożywiała się i mówiła... "A to jest Mazurek Chopina cis mol
opus..." i grała go ponownie. |
|
|
|
|
Jak teraz o tym myślę, to strasznie mi jest żal tych straconych
chwil, bo tak łatwo można było uszczęśliwić drogiego, kochanego przecież
człowieka, tak prosto można by na chwilę zwolnić pędzący czas i samemu
rozkoszować się tymi wspaniałymi chwilami.
Później, po latach, gdy gdzieś z oddali lub czasem jako tło muzyczne
słyszę te muzyczne frazy coś mnie za gardło łapie, łzy pojawiają
się w oczach i straszny żal gardło ściska i wszystko staje w oczach
i widzę Mamę szczęśliwą, siedzącą przy pianinie
|
|
|
|
Mimo tego mojego, jak mi się zdaje nieczułego podejścia,
wtedy, gdy coś na ten temat wspomniałem, usłyszałem od Mamy niesamowite
wyznanie, które mnie zaskoczyło!
Mama, patrząc mi w oczy i trzymając mnie za ręce powiedziała:
|
|
Ależ, kochany Andrzejku! Gdyby nie ty i twoje dbanie
o mnie dawno bym już nie żyła!
Co też Mama mówi? -Zapytałem w osłupieniu!
|
|
|
Co ja takiego robię, że tak możesz mówić?
|
|
|
Nic, nic kochany! Tak jest i tyle!- Powiedziała Mama
patrząc swoimi niebieskimi, bladymi oczyma.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Długo myślałem o tym, co usłyszałem. Nie uspokoiło
mnie to wyznanie, wręcz przeciwnie. Zrobiło mi się bardzo smutno.
Pomyślałem: jak niewiele trzeba zrobić, żeby usłyszeć tak niesamowite
wyznanie!
Ale to nasuwało mi także dodatkową refleksję: mogłem przypuszczać,
że moja ukochana Mama mogła sądzić, że nie będę się nią
zajmować wcale lub tylko od wielkiego
dzwonu, a tu się okazało, że jednak coś usiłuję z siebie wykrzesać...
|
|
|
|
|
|
|
Starałem
się przynajmniej co drugą niedzielę przywozić Mamę na cały dzień
do naszego domu, choć nie zawsze miała
na to ochotę.
|
|
|
|
|
|
Mama w naszym domu
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Pamiętam,
jak pewnego dnia z Elą doszliśmy do przekonania, że trzeba będzie
zrobić generalne porządki w mieszkaniu
Mamy, bo Ona już zupełnie nie panowała nad tym. Tego nie dawało się
zrobić w czasie jej obecności. Nic nie wolno było ruszać, wszystko
się mogło przydać. Wszystkie ściany obwieszone były Babci obrazami
i nie wolno było ich ruszać a ściany wymagały gruntownego malowania.
Stosy nut wokół pianina na różnych stołkach i dostawionych krzesłach.
Parapety okien zastawione dziesiątkami różnej wielkości doniczek
a w nich nieraz dawno przekwitłe rośliny.
Aby te generalne porządkowanie wykonać trzeba było Mamę wyekspediować
tak daleko, aby nie miała możliwości tym się denerwować i nam w tym
przeszkadzać, czyli zawieść na miesięczne wakacje do mojej siostry
Dziusi, do Głowna pod Łodzią.
|
|
|
|
|
Trudno było to Mamie zakomunikować. |
|
|
|
|
Gdy po wielu nieudanych podchodach jednak
postanowiliśmy to Jej powiedzieć wpadła w panikę. |
|
|
|
|
- Wy mi wszystko na śmiecie wyrzucicie!
Nie wiecie, co tu jest cenne! Ja nic nie będę mogła znaleźć! Wykluczone!
Wykluczone żebym się stąd miała gdziekolwiek ruszyć!
A po jakimś czasie dodała: Wy mnie tam wywieziecie i nie pozwolicie tu wrócić!
To już była przez nas zupełnie nieoczekiwana reakcja!
-Co też Mama mówi? My chcemy tylko tu remont zrobić i nic nie wyrzucimy!
|
|
|
|
|
Jednak po wielu rozmowach Mama zgodziła
się na jazdę do mojej siostry.
Ela wzięła urlop a ja zrezygnowałem z kilku wyjazdów i przez miesiąc
zrobiliśmy wszystko to, co było konieczne, aby mieszkanie doprowadzić
do porządku.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Mama na "przymusowych" wakacjach
w Głownie u mojej siostry. Lato 1994 r. |
|
|
|
|
Pracowaliśmy w pocie czoła cały miesiąc.
Mieszkanie rodziców mimo tego, że tyle razy się przeprowadzali było
niesamowitym zbiorem rodzinnych pamiątek, obrazów Babci, setek nut,
książek, rozpraw naukowych, biuletynów towarzystw farmaceutycznych
i biologicznych. Na ścianach nie było ani skrawka wolnego miejsca
i to we wszystkich trzech pokojach a także w korytarzyku.
Do porządkowania tego rodzinnego archiwum nie można było zaangażować
nikogo obcego, ale mimo takich trudności uporaliśmy się z tym wszystkim.
|
|
|
|
|
=== |
|
|
|
|
Po wejściu do mieszkania Mama nie posiadała
się z radości! Powiedziała: Moi kochani! Nie wiem gdzie ja jestem?
Dokonaliście cudu! Bardzo wam dziękuję!
Byliśmy usatysfakcjonowani! Powiedziałem: Było ciężko to wszystko tak wyremontować
i posprzątać, ale cieszymy się, że Ci się podoba wbrew twoim obawom! No i nic
nie wyrzuciliśmy!
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nic
nie dzieje się bez przyczyny....
|
|
|
|
|
Ustawiczna
życiowa walka najpierw w czasie okupacji o przeżycie i uratowanie
rodziny, później z atakami pochlebców
i koniunkturalistów ustroju PRL, którzy za wszelka cenę chcieli moich
rodziców, czasem jawnie a najczęściej podstępnie, zepchnąć na margines
życia naukowego i społecznego spowodowała, że na podeszłe lata u
Mamy narastała gwałtownie nieufność do wszystkiego, co ją otaczało. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Pewnego
dnia jak przyszedłem jak zwykle, aby coś Jej załatwić czy kupić
poprowadziła mnie na balkon i powiedziała
pokazując rosnące nieopodal niewielkie drzewo:
Zobacz Andrzejku, to drzewo szybko rośnie i już niedługo będzie
takie duże, że po jego gałęziach zakradną się do mnie do mieszkania!
Kto się zakradnie i dlaczego? Spytałem zdziwiony.
-Są tacy, co chcą tak zrobić!
|
|
|
|
|
Ależ
Mamo! Po co mieliby się jacyś do Ciebie zakradać, a w ogóle to
te gałęzie nigdy nie będą tak blisko balkonu
żeby ktoś mógł po nich wejść na balkon.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Bądź pewna, że tędy nikt nie wejdzie!
Powiedziałem to z całą mocą i widziałem, że odetchnęła z ulgą.
|
|
|
|
|
Innym razem byłą zaniepokojona tym, że
na sąsiednim balkonie ktoś coś postawił i nakrył jakąś szmatą. Znowu
był to jakiś podejrzany zamach na Jej wolność.
Martwiło to mnie ogromnie.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Ta
ciągle narastającą nieufność i poczucie zagrożenia nie podpowiedziało
Mamie jednak jak ma się zachować, gdy
nieco później doszło do zuchwałego rabunku w biały dzień...! |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
===== |
|
|
|
|
Pewnego
dnia późną jesienią 1994 roku Mama zadzwoniła do nas do domu
i oznajmiła: Andrzejku, musisz koniecznie
jutro przyjść do mnie, bo dostałam ważne pismo z Rektoratu Akademii
Medycznej w Lublinie, którym jestem zaskoczona! Nie wiem, co mam
robić! Musimy się nad tym razem zastanowić!
Co to za pismo?
Następnego dnia byłem u Mamy zaraz rano! .......
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|