Życiorys. Strona 101.
Rok 1995
 
"Matka karmicielka" spina klamrą owocne życie swojej wiernej córki!
Moja Mama otrzymuje najwyższy tytuł, jaki może nadać wyższa uczelnia - Doktora Honoris Causa.
                           

Mama pokazała mi pismo.
Przeczytałem z wielka satysfakcją o tym, że Senat Akademii Medycznej w Lublinie uhonorował Mamę najwyższym z możliwych tytułów, jakim jest doktor honoris causa! Było tam też stwierdzenie, że zaszczytem dla Akademii jest wpisanie do swojej księgi nieśmiertelnych nazwiska Mamy. Na końcu zapraszano na uroczystość nadania tytułu do Lublina.
To wspaniale! Powiedziałem podekscytowany. To Ci się należało! Gratuluję! Ale dlaczego zastanawiasz się co z tym zrobić?
Bo tam trzeba pojechać, wygłosić wykład i tak dale... Ja nie mam na to siły! - Powiedziała Mama
Długo rozmawialiśmy. Dowiedziałem się, że był wcześniej telefon od dawnych uczennic akademickich i współpracowników z UMCS, że bardzo serdecznie wspominano Mamę, że koniecznie chcą uhonorować...
Mama najwyraźniej nie miała na to ochoty. Nie chciała się już denerwować... wysilać. Mówiła, że jest już zmęczona życiem i wcale ją to już nie cieszy. Piętrzyła trudności w nieskończoność..., że będzie miała trudności z odczytaniem swego przemówienia, że to daleko, że to środek zimy, że to będzie dużo kosztować... Nie było temu końca.

Jednak po moich usilnych naleganiach, po zobowiązaniu się, że napisany przez Mamę tekst wykładu przepiszę na komputerze takimi trzcionkami, aby był łatwy do odczytania i po zobowiązaniu się, że zawiozę i będę cały czas z nią - zgodziła się.
Po paru dniach wszystko było gotowe i zawiadomiliśmy Rektora Akademii o naszym przyjeździe.

===
Nocowaliśmy w Lublinie w hotelu, który stał na miejscu tak zwanego małpiego gaju, którego ścieszkami jeździłem jako piętnastoletni chłopak. Taka myśl przeleciała mi tylko na chwilę, bo sprawa wystąpienia Mamy na uroczystościach stresowała mnie okropnie. Mama miała przecież prawie dokładnie 88 lat.
===
 
Na drugi dzień wcześnie rano do naszego pokoju hotelowego przyszła zamówiona przez Akademię Medyczną fryzjerka i pieczołowicie ułożyła Mamie włosy a następnie przymierzono togę i biret.
 
===
 
 
         
 
Aula Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wypełniona była po brzegi. Nawet na schodach miedzy jej częściami siedzieli studenci. Przyciszony gwar nadawał odpowiedni nastrój...
   
         
             
   

Na scenę z powagą i dostojeństwem weszli rektorzy lubelskich uczelni, dziekani w togach i gronostajach, oficjalni goście - wiceminister zdrowia i opieki społecznej, arcybiskup, władze miasta i województwa oraz troje profesorów, którzy mieli otrzymać najwyższy z możliwych tytułów - Doktor Honoris Causa.

. Uroczystość zaplanowano z wielkim rozmachem, bo też było to 50-lecie Wydziału Farmacji Akademii Medycznej w Lublinie. Ten wydział, wtedy, w 1945 roku zorganizował w ramach powstającego Uniwersytetu imieniem Marii Curie-Skłodowskiej mój ojciec prof. dr hab. Kazimierz Kalinowski razem z moją Mamą. Szybki rozwój wydziałów farmaceutycznego i lekarskiego doprowadził pięć lat później do ich przekształcenia w Akademię Medyczną. Jednak najważniejszym punktem tych obchodów było nadanie trojgu zasłużonym profesorom tytułów Doktorów Honoris Causa w tym mojej Mamie.

   

Uzyskałem u organizatora pozwolenie bycia podczas całej uroczystości na scenie w pobliżu Mamy. Bałem się okropnie, aby nie wydarzyło się coś nieprzewidzianego.


Mój stres doszedł do zenitu, kiedy Mama zaczęła przemawiać, stojąc za wielką mównicą. Miałem tego świadomość, że przez całe swoje dorosłe życie, co raz przemawiała do różnych gremiów, ale teraz miała najtrudniejsze zadanie - opowiedzieć o swoim dokonaniach, przebytej drodze naukowca, pedagoga i organizatora będąc na skraju swojego życia i mając 88 lat. Drętwiałem ze strachu, aby Mama nie zasłabła, aby nie straciła wątku...,ale praktycznie nie słyszałem, co mówi. Słuchałem tylko tonacji głosu, po której poznawałem jej wewnętrzną siłę.

Widziałem jakby z oddali żywą reakcje wielkiej sali i to mi dawało przekonanie, że wszystko odbywa się zgodnie z planem. Widziałem także, że Mama rzadko spoglądała do napisanego tekstu leżącego na wielkim pulpicie przed nią.

Burza oklasków, jaka towarzyszyła jej ostatnim słowom zdjęła mi olbrzymi ciężar, jaki mnie chwilami przytłaczał.

 
     
Nie widziałem nawet na scenie fotoreporterów, których zdjęcia później otrzymałem, a które tu zamieszczam.
 
   
           
   
Mama otrzymuje zwinięty w rulon i schowany w etui akt nominacyjny tytułu Doktora Honoris Causa
   
           
   
Zapamiętałem wielką owację, gdy Mama otrzymywała wielkie etui ze skóry z pięknie wykonanym aktem nominacyjnym w środku i jej wysoko podniesiona wiązanka pięknych kwiatów jako gest zwycięstwa przede wszystkim nad własną słabością bardzo podeszłego wieku.
   
           
   
<< W lewej części zdjęcia widoczna jest moja zestresowana osoba...
   
           
       
     
 
Były później jeszcze medale i dyplomy uznania za owocną działalność od Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, Polskiego Związku Zielarskiego oraz Lubelskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej.
 
     
                               
   
Po głównych uroczystościach uhonorowani, goście i władze uczelni bawili się w stylowym nocnym klubie Hades usytuowanym w wielkich, starych piwnicach... Byłem tam z Mamą, ale dość krótko, bo napięcie, jakie nam towarzyszyło w czasie oficjalnych uroczystości, teraz przemieniło się w zmęczenie.
Uczestniczyliśmy także w spotkaniu z ówczesnym wiceministrem zdrowia, władzami Akademii Medycznej, Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej i miasta Lublina w pięknym pałacyku na przedmieściach Lublina.

 
===
 
Do Lublina i z powrotem jechaliśmy moim Mitsubishi Starionem, który z racji swojego sportowego charakteru był dość sztywny i za każdym razem jakiegoś większego wstrząsu Mama stękała. Zapytałem, co się dzieje, czy może jest jej niewygodnie, ale Mama powiedziała, że trochę trzęsie, bo nierówna droga i nic więcej i żebym się tym nie przejmował ...
A przecież właśnie to powinno było mnie zaniepokoić.
   
                               
   
   
                               
                 
     

A oto dokument, który posiadają nieliczni, a który jest podstawą do wpisania

Prof. dr hab. Zofii Kalinowskiej "do księgi swych nieśmiertelnych"

-jak napisał Rektor Akademii Medycznej Prof. dr hab. Marian Kazimierz Klamut.

       
                 
      Zobacz ten dokument >>>        
   
   
                               
   
Niezbyt poważne postscriptum...
W czasie tych bardzo oficjalnych i poważnych uroczystości był także moment dość humorystyczny, chociaż wcale nieodprężający.
Tytuł doktora honoris causa otrzymywało równocześnie jeszcze dwóch czcigodnych profesorów. Tak jak moja Mama byli oni cały czas obecni na scenie. Ja również, jak wspomniałem poprzednio, stałem w pobliżu.
W pewnym momencie jeden ze wspomnianych profesorów wyszedł na środek sceny i wtedy zauważyłem, że na jego butach leżą prawie w całości jego spodnie! Ponieważ toga, w którą był ubrany była bardzo długa nie robiło to piorunującego wrażenia, ale uprzytomniłem sobie, że jak w tej sytuacji zrobi krok do przodu to się przewróci, gdyż miał praktycznie spętane nogi opadłymi spodniami!
Rozejrzałem się szybko po scenie. Ktoś z jej głębi zrobił do mnie porozumiewawczy gest!
Tak! On też widział, że ta sytuacja jest groźna!
Błyskawicznie zdecydowałem!
Poszedłem do profesora i na ucho powiedziałem:
Panie profesorze! Pan mi wybaczy, ale proszę uważać, bo opadły panu spodnie.
Odwróciłem się i zaraz odszedłem w kierunku swojego poprzedniego miejsca. Kątem oka widziałem tylko, że profesor wykonał jakiś ruch w celu podciągnięcia spodni na swoje miejsce, co zresztą nie było proste zważywszy na długa i ciężką togę.
Sytuacja została opanowana!
 
Na tym zdjęciu widać sytuację jeszcze niezbyt groźną...
   
               
 
Wszystkie zdjęcia z uroczystości tu umieszczone otrzymałem z Akademii Medycznej w Lublinie. W tle strony fragment okładki jubileuszowego wydania periodyku "Alma Mater" wydawanego przez Rektorat Akademii Medycznej w Lublinie.
   
C D >>>
               
Home Dzień dzisiejszy (fotografie) Książka Gości Poczta Strona poprzednia Strona następna