|
Teraz można by siąść i płakać!
Brak gotówki w firmie, brak gotówki w domu, utrata zaopatrzenia w tani i w związku z tym chodliwy towar. Uprzytomniłem sobie
równocześnie, że złodzieje X i Y tak strzegli swoich źródeł zaopatrzenia, że nic nie wiedziałem o ich usytuowaniu. Przy głębszym
analizowaniu ich opowieści o tym jak i kiedy będą nowe dostawy, w czasach, gdy się dobrze współpracowało, wyłaniał się obraz
wskazujący na to, że jakieś hurtownie w Warszawie musiały tym towarem dysponować. Natychmiast należało to sprawdzić, bo
groziła mi utrata sporej części odbiorców.
Były to takie czasy, że żadna duża hurtownia nie musiała się reklamować a nawet nie chciała.
Dlaczego? Z dwóch zasadniczych powodów: po pierwsze, towar schodził na pniu, a po drugie? Nie! Teraz, tego nie wyjaśnię!
Ja sam zorientowałem się w tej materii dopiero jak mi się to na nos rzuciło!
Tak czy owak, nie było innej rady jak natychmiast wybrać się do Warszawy w celu znalezienia dostawców. Znowu musiałem pożyczyć
trochę gotówki i razem z Robertem, wybrałem się w poszukiwaniu szczęścia!
Warszawa, duże miasto, ma swoje charakterystyczne dzielnice.
Takiej hurtowni na pewno nie należało szukać w śródmieściu i na pewno nie w tak zwanych sypialniach dzielnicach wielkich
blokowisk mieszkalnych. Po kilku godzinach poszukiwań, a raczej powolnego przemierzania dziesiątków peryferyjnych,
zaniedbanych ulic natrafiliśmy wreszcie na jakąś hurtownię. Był tam po części znajomy towar, ale w skromnym asortymencie. Z tego
wynikało, że musi istnieć jeszcze przynajmniej jedna podobna. Wpadłem wtedy na pomysł podpytać kilku tam kupujących klientów
gdzie oni się jeszcze zaopatrują.
Pomysł prosty dał efekt.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów w zupełnie innym końcu Warszawy, dzielnicy przemysłowej, stanęliśmy przed zamkniętą
bramą z boku, której czuwał uzbrojony strażnik. Było to dość zaskakujące. Dotychczas zawsze kojarzyło mi się to z wojskiem lub
policją, a tu przecież zwykła hurtownia popularnego sprzętu elektronicznego.
Za chwilę, po podaniu swoich danych i uzyskaniu zgody kogoś z wnętrza tej twierdzy wjechaliśmy na wielki plac otoczony wielkimi
halami, jak się później okazało, pełnymi poszukiwanego towaru. Było tego tak dużo, że własnym oczom wprost nie wierzyłem, że
naprawdę każde z wielu tysięcy kartonowych opakowań jest pełne. Główna hala magazynowa pękała w szwach.
Z boku placu, pod olbrzymią plandeką, jakby usypana góra. Co tam może być?
Zagadnąłem przechodzącego strażnika. Także towar, odparł. Zaraz pojedzie chyba do ruskich i na stadion dziesięciolecia,
powiedział, niedbale machnąwszy ręką.
Byłem jak w innym świecie. Czyja to może być hurtownia? Kto ma tyle pieniędzy, aby zakupić gdzieś to wszystko na dalekim
wschodzie i jeszcze sprowadzić do Polski?
Niebotyczny majątek miałem przed sobą. Teraz już, wydawało mi się, że rozumiem, dlaczego to wszystko jest tak strzeżone.
Jednak, jak się miało później okazać, nie była to główna przyczyna takiego postępowania.
Tymczasem jednak postanowiłem porozmawiać z zarządzającym tym olbrzymim majątkiem, czy nie udzieliłby mi jakiegoś kredytu,
opóźnionej płatności, lub oddania w komisową sprzedaż, choć nie wielkiej partii towaru na początek. Właścicielem i zarazem zarządzającym cała tą firmą okazał się pan R.,bardzo niepozorny młody człowiek, z którego jednak jakby
parowało to bogactwo.
Nie można było się pomylić, na chwilę zwątpić, że to wszystko jest jego. Cedził każe słowo siedząc na wielkim, obrotowym,
skórzanym fotelu, lekko bokiem, w dość niedbałej pozycji.
Patrząc na niego myślałem: to chyba trzeba przejść jakąś szkołę, jakieś kursy, aby tak bezbłędnie, nie mówiąc wszystkiego do
końca i nie obrażając rozmówcy w zdecydowany sposób sprowadzić go od początku we właściwą pozycję - parterową.
Już to prawie sobie przyswoiłem, gdy, jak się dowiedział, że jestem z Olsztyna spytał:
To zapewne zna pan tego skur... ..Pana X ?
Zdębiałem! No znałem, z wahaniem odrzekłem, ale co on ma do rzeczy?
A no to, że nikomu z Olsztyna nie dam na żaden kredyt towaru!
Nie bardzo rozumiem, o co chodzi? Zdziwiłem się.
Panie, powiedział z naciskiem, ten skór...y syn naciągnął mnie na.......(tu padła kwota dziesięciokrotnie wyższa od tej, którą wszyscy
trzej żyranci zapłacili do banku w Olsztynie)!!! Jak tego złodzieja dopadnę to go rezerwę, dodał z irytacją!
W tym momencie poczułem się tak jakby ktoś mnie rozgrzeszył z głupiego postępowania z własnymi pieniędzmi, ale zarazem
postawił szlaban na szybkie odrobienie strat.
Próbowałem jeszcze uprzytomnić rozpartemu w fotelu biznesmenowi, że Pan X też mnie okradł, że nie łączyło mnie z nim nic
więcej niż drobne interesy, że ani brat, ani swat. Wszystko na próżno!
Stanęło twardo na tym, że tylko za żywą gotówkę mogę kupować i nic więcej! Miałem przy sobie naprawdę niewielkie pieniądze, ale postanowiłem kupić, chociaż kilka chodliwych odbiorników radiowych.
Trzeba było w tym celu udać się najpierw do sali z ekspozycją, wybrać, zanotować kody i zapłacić w budynku gdzie mieściła się
administracja. Wtedy to wprawiło mnie w zdumienie, w jaki sposób zabezpieczono tam pracujących ludzi.
Przed czym, przed kim?
Kraty na oknach, kraty i stalowe drzwi do poszczególnych pokoi, kraty rozdzielające poszczególne części korytarza, ochroniarze.
Pracownicy, którzy chcieli otworzyć sobie kraty rozdzielające poszczególne części korytarza mieli karty magnetyczne w celu
odblokowania odpowiednich zamków.
Gdzie ja jestem, zadawałem sobie pytanie?
Do ochroniarza powiedziałem nie wiele myśląc: co tu się dzieje? Klienci napadają na urzędników, czy co?
Ten jednak się nie odezwał tylko zrobił taką minę, z której można by się domyślać, że coś w tym jest!
Na odjezdnym dowiedziałem się, że następnym razem będę musiał sobie wyrobić specjalną przepustkę, na posiadanie której,
zezwolenie może dać tylko sam właściciel hurtowni.
Wracaliśmy do domu naszpikowani różnymi myślami W pewnym sensie miałem otwartą drogę do odrobienia strat, ale też miałem
nie odparte wrażenie, że otarłem się o zupełnie inny świat, którego do tej pory nie doświadczyłem.
Nieco później dowiedziałem się, z kim mam do czynienia. Właściwie rzecz biorąc to, co się dowiedziałem nie
wyjaśnia do końca praktycznie niczego, jednak jakby opisuje środowisko, w które chcąc nie chcąc wdepnąłem.
Rzeczywiście przy dalszych kontaktach z tą hurtownia, a takie były później na dość dużą skalę, posługiwałem się
specjalną przepustką, która wykonana była na wzór karty bankomatowej. Była ona co pewien czas robiona na
nowo. Przy tych częstszych wizytach zaprzyjaźniłem się z kilkoma osobami z terenu firmy, które, w tajemnicy
opowiedziały mi kilka dość szokujących historii związanych z właścicielem i pracownikami. Z tych opowieści
wyłania się ponura rzeczywistość panującego bezprawia w świecie nazwijmy to, biznesu. Bo, jak się sam
naocznie przekonałem, był to duży biznes.
Nie dowiedziałem się nigdy, kim był naprawdę pan R., ani w jakie był wplątany historie. Jednak opowiedziane
wydarzenia mówią same za siebie.
Moja uwaga wypowiedziana do ochroniarza w hurtowni nie była jak się okazało chybiona. Wszystkie
zabezpieczenia, zarówno fizyczne, takie jak kraty, jak i ochrona w postaci całego zastępu wyszkolonych ludzi
została wprowadzona od momentu, kiedy to pod drzwiami budynku administracyjnego eksplodował rzucony zza
okalającego muru granat!
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności nikomu się nic nie stało, jednak było to widomym znakiem, że ktoś jest
niezadowolony z działalności właściciela hurtowni.
===
Parę miesięcy później rozegrał się jednak dramat. Główna księgowa tej firmy mieszkała z mężem i małym
synkiem w bloku. Ktoś późnym wieczorem zadzwonił do drzwi.
W normalnych okolicznościach, podczas częstych nieobecności jej męża będącego częściej za granicą niż w
domu, ona właśnie by je otwierała, ale tym razem, on był i otworzył.
Potworny wybuch zawieszonego na klamce ładunku wybuchowego zabił go na miejscu!
===
Nieco później cała Polska dowiedziała się od kolejowego dróżnika jak to on, znalazł się chyba w nieodpowiednim
miejscu i czasie, choć zgodnie ze swoim harmonogramem pracy, czyli przy torze kolejowym.
Właśnie sumiennie wykonywał czynności związane z kontrolą torowiska, kiedy to obok niego, z przejeżdżającego
pociągu pośpiesznego ktoś wyrzucił do przyległego rowu paczkę.
Paczka okazała się olbrzymią sumą pieniędzy.
Kolejarz, przerażony kwotą, natychmiast zaniósł ją na najbliższy posterunek policji. Ta wszczęła dochodzenie.
Nie pamiętam, czy oficjalnie były jakieś tego efekty, ale zaprzyjaźniony pracownik z hurtowni twierdził, że to jego
szef w ten sposób miał się wywiązać ze swoich zobowiązań wobec mafii czy jakiejś innej grupy szantażystów.
=== Moje kontakty z panem R. przyniosły później jeszcze inne wydarzenia, ale opiszę je w stosownej chronologii.
=== Ale wracając do sytuacji, w jakiej się znalazłem. Kontakt z hurtownią został nawiązany, ale do jego kontynuowania potrzebna była
wolna gotówka. Aby ją posiadać trzeba było natychmiast sprzedać Datsuna. Samochód, mimo, że nie był już pierwszej młodości
znalazł szybko nabywcę, co pozwoliło trochę podreperować kasę mojej firmy, a przez to obroty i zyski, a z drugiej, oddać trochę
narosłych długów spowodowanych przez firmę Panów X i Y.
=======
Za sobą miałem paskudną wpadkę z żyrowaniem kredytu złodziejom. Jednak w ostatecznym rozrachunku nie wszystko wyszło na
złe. Wręcz przeciwnie! Przekonałem się, że teraz, kiedy miałem dobry towar z pierwszej ręki, o niższej cenie, zyski, przy tym samym
nakładzie pracy znacznie wzrosły. Mogłem nawet stopniowo zwiększać asortyment.
Potrzeba wolnej gotówki była jednak coraz większa, bo tylko jej posiadanie pozwalało swobodnie operować zakupami. Ponieważ
nabrałem przekonania, że tylko tym sposobem szybko wybrnę z kłopotów zwróciłem się do banku, w którym moja firma miała
konto o kredyt. Bank stanowczo odmówił mimo przedstawienia dobrze skonstruowanego biznes-planu. Na nic zdał się argument,
że konto to posiadam od 10 lat, bo to było to samo konto także dla firmy z udziałowcem Gdyni.
Po takiej decyzji miałem jak najgorsze zdanie o kierownictwie tego banku, a po kilku latach, dla tych, którzy na bieżąco śledzą losy
gospodarcze Polski, a właściwie przekręty i masowe malwersacje, podam tylko nazwę tego banku: to Bank Gdański,
przekształcony zaraz potem z wiadomych powodów w Big Bank Gdański, a potem, jeszcze raz w... Ale tej nazwy już celowo nie
podam... Te zmiany nazw oczywiście świadczą dobitnie, o co szło! Nie mogłem się jednak poddawać.
Z pomocą znajomości (tylko !) otrzymałem szybki, operacyjny kredyt w zupełnie innym banku.
Wtedy kredyty były bardzo drogie, ale i tak pozwoliło mi to na swobodne zakupy i rozszerzenie kręgu odbiorców. Teraz mogłem
sobie pozwolić na rzadsze wojaże do Warszawy a we własnym magazynie miałem zawsze potrzebny zapas towaru. Nie ma jednak róży bez kolców. Bank, choć po znajomości pożyczył obiektywnie rzecz biorąc niewielką gotówkę wymusił na mnie
zastawienie domu i samochodu! Ponieważ na to musiała wyrazić zgodę także Ela, wprowadziło to w domu niezbyt radosną
atmosferę. Ela oczywiście uwierzyła mi, że nie popełnię jakiegoś zasadniczego błędu, ale sama świadomość wplątania naszego
wspólnego majątku w moją działalność gospodarczą w tak zdemoralizowanym społeczeństwie budziła obawy.
|
|