Klementyna, Joanna Frydlewicz z domu Semkowicz, urodziła się w 1880
roku w rodzinie austriacko- polskiej. Jej mama była z arystokratycznej
rodziny Schuster von Barnrode, a ojciec, prawnik, pochodził z polskiej
rodziny ziemiańskiej. Ślub brali we Wiedniu skąd wywodziła się rodzina
matki. Ich, jedna z czwórki dzieci, Klementyna, otrzymała bardzo
staranne i wszechstronne wykształcenie. Władała biegle trzema językami,
pięknie śpiewała nawet tak trudne utwory jak pieśni Karłowicza,
Schumana czy Schuberta. Znakomicie też grała na fortepianie. Malarstwa
uczyła się w Paryżu, co stało się później jej życiową pasją. Namalowała
ponad 100 obrazów. Wiele z nich uległo zniszczeniu w pierwszych dniach
II Wojny Światowej, kiedy to zbombardowano dom, w którym było piękne
mieszkanie Dziadków w Poznaniu.

                             
  Życiorys. Strona 53.              
                             
     
     
     
Kiedy byłem zajęty szukaniem towarzyszki dalszego życia, pracując
równocześnie na uczelni, mało uczestniczyłem w życiu rodzinnym mimo
tego, że na tak małej powierzchni mieszkania w tak zwanym bloku,
gnieździło się aż siedem osób z czterech pokoleń.
Rodzice niestrudzenie pracowali naukowo i dydaktycznie na uczelni.
Babcia, mimo, że miała już prawie 94 lat zajęta była malowaniem swoich
ukochanych obrazów, a siostra, co prawda zajęta wychowywaniem córeczki
Ewy zaczęła poszukiwać pracy na terenie Olsztyna, ale również
malowała, tak jak Babcia, pejzaże pięknych okolic Warmii i Mazur.

     
                                                                 
           
     
1942 r. (29 cm x52 cm)
1955 r. (?) (48 cm x 69 cm)
1948 r.( 39 cm x 55 cm)
     
                   
To kilka z ponad setki obrazów namalowanych przez moją Babcię Klementynę Frydlewicz. Kliknij na obrazku żeby zobaczyć wiekszy.
                         
     
     
     
1919 r. (52 cm x 64 cm)
1943 r. (55 cm x 75 cm)
1942 r.
     
     
Fatalny dzień.

14 lutego 1974 roku wstałem jak i rodzice bardzo wcześnie rano, i po cichu, aby nie budzić
pozostałych domowników, wyjechaliśmy do Warszawy, bo były jakieś sprawy do załatwienia na
terenie stolicy.

Dzień zrobił się bardzo ładny.
Podróż moim Taunusem przebiegała bez żadnych
zakłóceń. Drugie śniadanie postanowiliśmy zjeść
w mieszkaniu mojego Ojca w Warszawie.


Gdy weszliśmy do mieszkania zadzwonił telefon.
To, co usłyszałem w słuchawce było jak piorun z jasnego nieba! Dzwoniła z Olsztyna rozdygotana
siostra: musicie natychmiast wracać !

Babcia nie żyje!


Dalsze informacje były nieskładne, bo siostra płakała toteż zamiast ją dalej wypytywać przerwaliśmy rozmowę i
czym prędzej udaliśmy się w podróż powrotną. W godzinach południowych
przyjechaliśmy z powrotem do domu.


Babci już w domu nie było. Teraz dopiero mogliśmy
się dowiedzieć jak to się stało.


Po naszym rannym wyjeździe siostra poszła przed
śniadaniem do pokoju Babci zapytać czy wstanie do śniadania, czy jej podać do pokoju i
wtedy z przerażeniem stwierdziła, że Babcia nie żyje. Umarła we śnie z powodu pękniętej
aorty i upływu krwi, co stwierdził niezwłocznie wezwany lekarz.


Bardzo nami to wstrząsnęło. Jeszcze poprzedniego dnia Babcia robiła jakieś poprawki na swoim ostatnim
obrazie.


Cichutko sobie żyła w maleńkim pokoiku zajęta swoją życiową pasją i tak
niepostrzeżenie odeszła na zawsze, nikogo tym nie obarczając. Nie można było nawet się
z nią pożegnać.


Siedzieliśmy zdruzgotani w dużym pokoju w milczeniu i każdy na swój sposób tę
śmierć przeżywał.


Odżyły natychmiast wspomnienia z życia Babci.

     
                                                                 
         
                                         
                 
         
Klementyna Frydlewicz (fotografia z 1936 r.)
       
       
       
... a tak niedawno wspólnie cieszyliśmy się z tego, jak moja Mama organizowała w Kortowie na terenie Uczelni wystawę
prac malarskich Babci (ok. 40 obrazów) dla
uczczenia jej dziewięćdziesiątych urodzin.

 

Po tym wydarzeniu Babcia udzieliła wywiadu na
antenie Polskiego Radia Olsztyn, w którym
opowiadała o swoim długim życiu i o pasji malowania.
Wzbudzała podziw przeprowadzającej wywiad dziennikarki a
później i słuchaczy radia, swoja pamięcią,
żywotnością i elokwencją.

 

Całe to długie życie skończyło się nagle, ale jakby we
mgle, w nieświadomości i być może, taką mam
nadzieję, z dobrymi snami o lepszym, szczęśliwym
bycie.

     
Poniżej fragment drzewa genealogicznego naszej rodziny dotyczący pochodzenia Babci Klementyny.
       
 
                             
       
                               
       
1941 r. (51 cm x 71 cm)
                               
     
     
1942 r. (50 cm x 72 cm)
                               
   
 
   
1941 r. (47 cm x 73 cm)
                               
   
   
1942 r.( 51 cm x 73 cm)
                               
                                                           
                             
         
           
         
1970 r. (37 cm x 47 cm)
           
1965 r. (48 cm x 63 cm)
 
1969 r. (35 cm x 54 m)
   
         
   
Zobacz galerię obrazów Klementyny Frydlewicz >>>
     
           
   
cd >>>
 
           
 
   
Home Dzień dzisiejszy(fotografie)  Książka Gości
Poczta
Strona poprzednia
Strona następna