Bujania w obłokach... część dalsza
     
  Życiorys. Strona 50.      
         
Ach te Warszawianki...
       
   
 
   
Zgodnie z poczynionymi postanowieniami zabrałem przyczepkę kempingową i pojechałem do Warszawy, aby
spotkać się z niedawno poznaną panią.
Mieszkanie było w wielkim bloku na dużym osiedlu. Zastałem tam moją nową znajomą oraz jej mamusię, która
bacznie mnie lustrowała, ale żadnych uwag nie wtrącała. Byłem rano wiec poczęstowano mnie śniadaniem, poczym
niezwłocznie rozpoczęliśmy podróż w kierunku naszego Bałtyku. Wieczorem byliśmy nad morzem.
Jechałem oczywiście z myślą, że może nic z tego nie wyjść zwłaszcza, że zapewniłem o dopasowaniu się do jej
postanowień. Pani okazała się bardzo intelektualnie rozwiniętą i delektującą się swoją wiedzą w wielu dziedzinach.

Dyskusjom nie było końca. Każda próba skierowania jej uwagi na sprawy naszego wzajemnego "układu" kończyła
się jej stwierdzeniem, że to wymaga głębszego przemyślenia i czasu, a poza tym ona ma " chłopaka" zresztą, jak to
określała, wybitnego sportowca, który jest gdzieś za granicą i tak naprawdę niczego nie jest pewna i niczego nie
wyklucza.
Na takich oto dyskusjach przebiegał prawie każdy dzień. W nocy też się nic nie układało, bo moja przyczepka
campingowa, aby była przyjazna nocującej w nie parze wymagała trochę przemeblowania , a no to nie wyrażała
zgody w każdym kolejnym dniu moja towarzyszka. Tak czy owak, już po paru dniach doszedłem do przekonania, że
te dwa tygodnie spędzone z warszawianką mogę zaliczyć tylko do wypoczynku.

Podsumowanie tego wyjazdu, a zarazem przelotnej znajomości może wyglądać tak:
Nie ważne jest to, że partnerka jest bardzo ładna, nieważne jest to, że jest bardzo zgrabna, nieważne jest nawet i
to, że jest wykształcona i nie jest przysłowiową blondynką, jeżeli brakuje tego, co można by nazwać błysku w
oczach i ich głębi.

Zapewne ona coś takiego także musiała odczuć.
Przekonałem się ponownie, że prawdziwa więź miedzy dwojgiem ludzi nawiązuje się wtedy, gdy oboje, spojrzawszy
sobie głęboko w oczy zobaczą o wiele więcej niż to, co fizycznie widać!
I tu w pewnym sensie miała rację Emma z Holandii, z tym jednak, że to spojrzenie może być tylko jedno i już się wie,
co się zobaczyło w głębi.

 
                             
   
Nie miałem żalu ani do warszawianki ani do siebie. Ona także nie wygłaszała żadnych pretensji, zresztą wszystko
przebiegało pod jej dyktando.

Dowiozłem "nietkniętą" do jej mamusi, do Warszawy, i rozstaliśmy się jak para przyjaciół.

 
Tu muszę dodać, że nie dysponuję żadnymi zdjęciami zarówno Emmy z Holandii jak i wspomnianej pani z Warszawy.
Sam się zastanawiam, dlaczego? Emma na pewno przysłała mi z Amsterdamu zwoje zdjęcie, ale gdzieś mi się
zapodziało, a sam jej z jakiś względów chyba nie robiłem, może ona sobie tego nie życzyła, a może gdzieś mi się
zapodziały. Natomiast warszawianka powiedziała, że gdybyśmy się "dogadali" to wtedy....

Tłumaczę się z braku tych zdjęć właściwie tylko przed sobą. To, jak te panie wyglądały z pewnością tak naprawdę
nikogo nie obchodzi, ale ja sam wspominając tamte czasy bardzo tego żałuję, że nie mogę przypomnieć sobie ich
wyglądu.
To jest jednak bardzo miłe jak można nie tylko zamknąć oczy i powspominać, ale także popatrzeć na osobę, z którą
wiążą się te wspomnienia. Dodaje to kolorytu tym myślom. Ale stało się.

 
Moja sytuacja nie zmieniła się. Nie mogłem dać jednak za wygraną. Nie znoszę być sam w znaczeniu nie posiadania
możliwości dzielenia życia codziennego z płcią odmienną we wszystkich aspektach "bycia". Przypomnę, że w
mieszkaniu rodziców mieszkała cała najbliższa rodzina: rodzice, siostra z córeczką i babcia. Każdy z nich zajęty
swoimi sprawami.
Na uczelni też, niby wszystko grało, ale też nie czułem tego abym miał tam zakotwiczyć na dłużej. Na stanowisku
asystenta naukowo-dydaktycznego można czuć się potrzebny i można mieć przyszłość, jeżeli zrobi się doktorat. I tu
właśnie był pewien problem. Moja znajomość elektrotechniki była potrzebna na uczelni o profilu rolniczym tylko, jako
wiedza pomocnicza. Oczywiście zawsze istnieje jakieś margines spraw nawet tak odległych od rolnictwa, które można
wykorzystać i coś w nich zrobić, aby wzbogacić siebie o próbę zrobienia doktoratu. Jednak nakładająca się na to
moja własna frustracja z niepowodzeń w życiu prywatnym spowodowała to, że nie myślałem o żadnej poważnej pracy
naukowej.

Tak czy owak, szukanie partnerki było dla mnie w tym czasie zadaniem naczelnym.
No i co? Jak myślisz czytelniku moich wspomnień, co ja miałem zrobić? Czekać aż jakaś pani mnie znajdzie w tym
korcu? No właśnie!
Ale tu dodam, że rozwiązanie tego mojego problemu życiowego było na pewno zaskakujące. O tym już napiszę
pewnie w lada stronie.
Póki co, co mogło mi przyjść na myśl, aby ten problem rozwiązać?...

 
Ano jeszcze raz postanowiłem sięgnąć po oferty matrymonialne z zagranicy ! !
Może to i śmieszne, ale tak zrobiłem!
 
Następną moją poważną partnerką do próby zainwestowania sowich uczuć była...
.... Pani Basia z Londynu .....Tak ! Z Londynu, Wielka Brytania!
     
   
cd >>>
   
       
 
  Home Dzień dzisiejszy(fotografie)  Książka Gości
Poczta
Strona poprzednia
Strona następna