Śmierć
Eli |
||||||||||
Życiorys. Strona |
||||||||||
8 marca 2013 r, trzeciego dnia pobytu w szpitalu, przed południem Ela miała mieć w szpitalu wykonaną sondę żołądka, a ponieważ nie było wiadomo, o której godzinie to się odbędzie ustaliliśmy, że przyjdę po jej wykonaniu. Byłem w domu i kilka razy dzwoniła do mnie z informacją, że ciągle jej tego jeszcze nie robią. Około godziny 14-tej powiadomiła mnie, że już jest po tym przykrym zabiegu i nic specjalnego nie znaleziono. Mogłem pojechać do niej, ale prosiła abym kupił kwiatki pielęgniarkom, któresię nią upiekują i jej towarzyszce, która leżała obok. W naszej osiedlowej kwiaciarni kupiłem bukiecik dla pielęgniarek i kwiatek dla sąsiadki i bukiecik dla Eli. ====== Wszedłem do salki, gdzie była Ela i od razu zauważyłem, że ma rumieńce na twarzy i podkrążone oczy... Musiałem chyba mieć jakiś zatroskany wyraz twarzy, bo już z połowy tego pokoju przywitała mnie głośnym pytaniem: Co tak na mnie patrzysz?! Jej głos wyrażał zaniepokojenie i zdenerwowanie. Od razu to zauważyłem i żeby jej nie denerwować powiedziałem .. Nic! Nic! I więcej do tego nie wracaliśmy. Spytałem tylko, czy było bardzo nieprzyjemne to badanie, a Ona powiedziała: - Pochwalili mnie za cierpliwość. Powiedziałem: - Dzielna jesteś! - Daj kwiatki pielęgniarkom, powiedziała. Dałem kwiatek sąsiadce, Eli w wazoniku i chciałem bukiecik dać pielęgniarkom, ale Ela powiedziała, że ona nie chce i żebym dołączył ten przeznaczony dla niej do bukieciku dla obsługi. Nie chciałem się na to zgodzić, ale Ona nalegała . . . Poszedłem do recepcji i wręczyłem wszystkie kwiaty. Jeden zostawiłem na jej stoliku... Wtedy siadła na brzegu łóżka i rozmawialiśmy z panią, która zwalniała właśnie łóżko obok, i która czekała na męża, aby ją zabrał samochodem do domu. Dowiedzieliśmy się, że oboje prowadza jakiś pensjonat koło Szczytna i zapraszali na odwiedziny do nich nas jak już Ela wyzdrowieje. .. Niebawem przyjechał wspomniany pan i jeszcze dalej rozmawialiśmy jak się taki interes prowadzi. Dali nam wizytówkę, aby na pewno ich odwiedzić. Po ich wyjściu pokój zajmowała tylko Ela. Dwa pozostałe lóżka zostały sprzątnięte. Powiedziałem wtedy: Teraz będziesz miała dobrze, bo będziesz sama. Pewnie, powiedziała, będę się czuła swobodnie . . . Ponieważ Robert chciał ze mna pojechać do szpitala a ja powiedziałem, że Ela nie bardzo chciała, żeby był taki nalot, a ona woli spokój, powiedziałem do niej: zadzwoń do Roberta, bo On chciał tu przyjechać. . Podałem jej telefon i Ela rozmawiała z Robertem. --- Była chyba już godz. 18 i Ela wyraźnie była już zmęczona powiedziałem: chyba pójdę już do domu i zaraz rano Cię odwiedzę. .. .czekałem na odpowiedź, ale Ona milczała. Patrzyła na mnie jakoś smutno. Przez chwilę nie wiedziałem, co mam zrobić. - Przyjdę jutro rano. - Powiedziałem po chwili milczenia... PA PA! ++++++++++++++++++++
- - - - Dwie godziny później. Siedziałem w domu przy biurku, przy otwartym komputerze . Zadzwonił telefon: Głos w słuchawce: "Dzwonię ze szpitala, jestem lekarzem dyżurnym, muszę pana poinformować o bardzo przykrej rzeczy: - PANA ŻONA NIE ŻYJE !" Zamarłem! Serce chciało wyskoczyć mi z piersi ! - Co pan mówi!!? - krzyknąłem. Lekarz dodał: - Jest mi bardzo przykro! ++++++++++++++++++++ Rzuciłem telefon na biurko jakby mnie parzył! Zbiegłem po schodach na dół do dużego pokoju, gdzie Robert oglądał telewizję i krzyknąłem: -- MATKA TWOJA NIE ŻYJE ! Robert zerwał się z kanapki, blady jak ściana: Jak to? Co ty wygadujesz ! Tak ! Miałem telefon! To niemożliwe!!!- Krzyknął. Teraz owładnął mną jakiś straszny szloch, żal i równocześnie jakiś zamęt w głowie. Musiałem natychmiast usiąść, złapałem się za głowę, żeby mi nie pękła.. Położyłem ją na stole i szlochałem... ------ Nie wiem jak znalazłem się z powrotem u siebie w fotelu przy biurku obok komputera . Targały mną jakieś konwulsje. Łzy leciały ciurkiem, nic nie widziałem. ............ Ktoś mnie za ramie szarpał i mówił: Wujku musisz to wypić, to cię postawi na nogi. Nie chcę nic! Dajcie mi spokój.. Spojrzałem, kto to jest. Lidka stała obok i trzymała szklaneczkę - To jest waleriana , musisz to wypić i musimy pojechać do szpitala. - Nigdzie nie pojadę. ledwo powiedziałem. - Musisz to wypić! - nalegała. -- Wypiłem. Poczułem silną woń i smak waleriany. Ona dalej: -Gdzie masz jakieś buty ? -Musimy jechać do szpitala. Po kilku chwilach zacząłem trochę przychodzić do siebie. . . Ubrano mnie... ................... Paweł Walczak za kierownicą, w środku Robert, Lidka i ja -pojechaliśmy do szpitala. Jechałem jak na ścięcie. . . mocno znieczulony jak po narkozie. Wjechaliśmy windą na trzecie piętro. Poszedłem pierwszy szybkim krokiem do znanego mi pokoju po drodze mijając siedzącego w korytarzu Bogdana. ==== Wszedłem do środka, gdzie prześcieradłem nakryta leżała ELA. . . Zerwałem z jej twarzy to płótno i spojrzałem na jej kochane oblicze, blade i nieruchome.. Padłem na oba kolana.. oparłem głowę o jej piersi i świat mi się skończył. . . --- takiego bólu i żalu nigdy wczesniej nie odczuwałem...
|
||||||||||
cd >>> |
||||||||||
Home | Dzień dzisiejszy(fotografie) | Książka Gości | Strona poprzednia | |||||||