Życiorys. Strona 83. | ||||||||||||||||
W mętnych wodach zmian zawadziłem o niewidoczną rafę ... |
||||||||||||||||
Moi pracodawcy z macierzystej
firmy z Gdyni doszli do wniosku, że dotychczasowy oddział w Olsztynie
można przekształcić w samodzielną spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Firma z Gdyni stała się udziałowcem na równi ze mą. Stałem się, więc samodzielnie rządzącym dyrektorem tego nowego tworu gospodarczego i równocześnie współ posiadaczem. Ponieważ interesy szły dobrze mimo opisanych wcześniej wewnętrznych kłopotów, postanowiłem otworzyć w centrum miasta duży sklep, do którego miałem dostawać dobry, chodliwy towar od współ udziałowców z Gdyni. Nie wiem jak ono to robili, ale mieli zawsze to, co w danej chwili było najbardziej chodliwe. Były to na przykład telewizory, anteny satelitarne, sprzęt radiowy, najnowsze hity kosmetyczne. Był to czas, w którym jakimiś dziwnymi drogami, w niesamowitych ilościach zaczęły do Polski napływać wszelkie towary, których deficyt, a właściwie sztuczne ograniczenia powodowały, że szło wszystko, co się zjawiło w sklepie. Na takiej to zasadzie, monopolista w handlu samochodami, firma państwowa Polmozbyt, niemająca chyba pieniędzy na zakup zachodnich samochodów, zaczęła oferować obok samochodów rodzimej i sąsiadów produkcji, niesamowite ilości różnych dywanów! Można je było kupić w ich salonach samochodowych ( ! ), jak również w ilościach hurtowych do dalszej odsprzedaży. No i w ten sposób, można było w moim sklepie przebierać także w stosie najrozmaitszych pluszaków czy chodników, niestety o niskiej jakości. |
||||||||||||||||
Tak się rozpędziliśmy z moimi współpracownikami
w robieniu interesów, że przyszedł nam do głowy iście zwariowany
pomysł. Nie pamiętam dokładnie, kto był pierwszym pomysłodawcą tego wariactwa, jednak to mnie na pewno nie usprawiedliwia, ponieważ postanowiłem zrobić próbę jego realizacji. Miał to być damski striptiz non stop, w zamkniętym pomieszczeniu, jakby rotundzie, a oglądacze mieli obserwować to widowisko przez jakby dziurki od klucza. W tym czasie podobno było to bardzo rozpowszechnione na Zachodzie. Aby nie odkrywać ameryki, w tej jakby nieprzetartej u nas materii, jeden z pracowników (widać było, że obeznany z tymi problemami) podsunął myśl, aby napisać do pewnej specjalistki, (o znacznie szerzej specjalizacji) w podobnej materii, a Polki z pochodzenia, pracującej w Niemczech Zachodnich, aby nam doradziła jak to się robi! Ów pracownik nawet dysponował nie tylko odpowiednim filmem (na kasecie magnetofonowej, który oglądaliśmy z wytrzeszczem oczu) z występami owej specjalistki, ale także jej adresem! Ponieważ czasy, jakie właśnie nadchodziły w Polsce dawały jakby podstawy do realizacji różnych, nawet wariackich pomysłów, napisaliśmy do tej sex mistrzyni odpowiedni list. Równocześnie udałem się do dyrektora największego w Olsztynie banku i przedstawiłem (!) swój pomysł na robienie odpowiedniej kasy z pytaniem czy dostałoby moje przedsiębiorstwo odpowiednie kredyty na uruchomienie takiej działalności. |
||||||||||||||||
Wyobraź sobie, że otrzymałem odpowiednie, twierdzące
przyrzeczenie. No właśnie, dlaczego? |
||||||||||||||||
Równolegle szły prace uzgodnione w kontrakcie
z b.zn.cz.(bardzo znany człowiek), ale coraz częściej wyjeżdżał on gdzieś w Polskę lub dalej i po każdym powrocie chciał coś zmieniać. Powiększało to koszty i prowadziło do napięć, gdyż nie chciał tych zmian wprowadzać w formie pisemnej do umowy. Przyszedł wreszcie taki moment, w którym uznałem, że zakres pierwotnie planowany jest tak dalece przekroczony, że dalej nie można tej inwestycji ciągnąć. Ponieważ modernizacja spełniała zawarte w umowie warunki zapowiedziałem zakończenie robót. Jakby na złość jeszcze tego samego dnia uległ awarii jeden z nowych agregatów zainstalowanych przez moich pracowników w modernizowanym pomieszczeniu. Bliższe oględziny wykazały, że zawiniła obsługa, czyli pracownicy bardzo znanego człowieka, co równało się utratą gwarancji na to urządzenie. Oczywiście pierwszym odruchem mojego zleceniodawcy było przypisanie winy moim pracownikom, wbrew oczywistym faktom. Zdołałem jednak udowodnić, że było inaczej. Wtedy dowiedziałem się, że muszę podjąć próbę wyreklamowania zniszczonego urządzenia u producenta, w przeciwnym razie nie otrzymam pełnego wynagrodzenia zawartego w kontrakcie. Był to pierwszy sygnał, z kim mam do czynienia! Pomyślałem wtedy, że mógłbym zlekceważyć tą bezczelną groźbę, ale jednak spróbuję coś zrobić, aby wyreklamować zniszczone urządzenie. Żeby podjąć próbę reklamowania u wytwórcy postanowiłem podeprzeć się ekspertyzą rzeczoznawców odpowiedniej instytucji technicznej (nie chcę celowo wymienić jej nazwy!). Sądziłem, że jak przedstawię tam, o kogo chodzi, to odpowiednią opinię uzyskam. Nie pomyliłem się. Komisja ochoczo zabrała się do pracy i spłodziła opinię o winie producenta! Z takim dokumentem mogłem już śmiało reklamować. Jednak producent zażyczył sobie przywiezienia urządzenia, wcale nie małego, do siebie na Dolny Śląsk, aby samemu ocenić, co się właściwie stało. Ponieważ sprawa rokowała sukces, pan b.zn.cz. dał mi do dyspozycji odpowiednio duży furgon abym mógł z tym agregatem pojechać na południe Polski. Dostałem kluczyki od dużego dostawczego mercedesa, który cały był oblepiony
wielkimi, kolorowymi napisami |
||||||||||||||||
Cały dzień jazdy, nocleg, i zgłosiłem się z
ekspertyzą. Usłyszałem obcesowe słowa: mamy gdzieś jakąś tam ekspertyzę i nie obchodzi nas pan X (b.zn.cz.)! Sami zobaczymy, co się stało. Udowodniono mi szybko, że to wina obsługi. Wtedy wziąłem ich na litość . Wyłuszczyłem, że koniec końców, ktoś zawinił a skrupiło się na mnie... Ulitowano się nade mną. Naprawiono i następnego dnia pod wieczór wjechałem na dziedziniec zakładu pana X. Agregat został sprawdzony i oddany do pracy. Misja moja dobiegła końca. Poszedłem do gabinetu właściciela firmy, czyli pana b.zn.cz.. Jak to? Przecież inicjatorem tych wszystkich przeróbek by właśnie pan! W domu gorączkowo zastanawiałem się z Elą, co robić dalej i jakie to
może mieć konsekwencje. W dowodzie rejestracyjnym figurował ktoś zupełnie inny! Kładąc z obrzydzeniem kluczyki i dowód rejestracyjny na biurku powiedziałem do bardzo znanego człowieka: Oddaję, bo ten samochód nie jest wcale pana i nie chcę być jak pan złodziejem,
ale ja i tak swoje |
||||||||||||||||
Nie sądzisz chyba, że na tym ta historia się
kończy?
Rzeczywiście, do zakończenia było daleko.... |
||||||||||||||||
cd >>>
|
||||||||||||||||
Home | Dzień dzisiejszy(fotografie) | Książka Gości | Strona poprzednia | |||||||||||||