Życiorys. Strona 70.
Po naradzie z Elą postanowiłem sprawdzić, czy istotnie jest tak jak mówił Staszek. Po paru dniach od jego wizyty w
Mrongovii pojechałem do Warszawy i odnalazłem na Placu Konstytucji, czyli w samym centrum, sklep i biura firmy
Staszka. Wyglądało to na bogatą, dobrze prosperującą firmę. Odnalazłem także jego, a on podtrzymał złożoną mi
poprzednio ofertę.
Postanowiłem odejść z hotelu. Wiedziałem, że jest to dla mnie pewnego rodzaju dobrowolna degradacja.
Spodziewałem się, że Staszek zapewne pokaże mi, kto tam jest " panem" , ale zważywszy, że nie chciałem się na
stałe przenosić do Mrągowa, i tak, niezależnie od trudności wewnątrz hotelu pewnie bym musiał odejść.
Teraz przynajmniej miałem gdzie i to za dobre wynagrodzenie.
Rozpocząłem starania o odejście w trybie zwanym porozumieniem między zakładami . Wtedy nic nie traciłem
i mogłem odejść w terminie wyznaczonym przeze mnie.
Teraz spotkała mnie nieoczekiwana sytuacja!
Zupełnie dla mnie niespodziewanie, natrafiłem na opór załogi hotelu. Do tej pory myślałem, że mam tak wielu już
wrogów, że moje odejście będzie potraktowane z ulgą przez załogę.
Niebawem otrzymałem petycję o nie odchodzenie, pod którą podpisała się prawie 70% załogi!
Nie mieściło mi się to w głowie!
Oto ona (wymazałem swoje nazwisko - nie chcę się "reklamować"):
Jednak, po chwilowym wahaniu, dalej postanowiłem zabiegać o odejście. Wtedy, jak się później okazało,
delegacja pracowników pojechała do Warszawy żeby interweniować u Dyrektora Naczelnego, aby nakłonił mnie
do zmiany decyzji. Dowiedziałem się o tyme z pisma, jakie otrzymałem z Dyrekcji w tej sprawie
(tu też wymazałem swoje nazwisko):
Przyznam się, że byłem tym niesamowicie usatysfakcjonowany! Tak jak wtedy, gdy mnie mianowano na
dyrektora tego " mojego dziecka", tak i teraz, kiedy okazało się, że mogę odejść " z tarczą" !
Dyrektor Naczelny rzeczywiście przyjechał do Mrągowa i bardzo mnie nakłaniał do pozostania.
Ku mojemu zdziwieniu dołączył do tego także burmistrz miasta (nie pamiętam, czy wtedy nosił taki tytuł).
Obiecywał, że wymyśli sposób abym otrzymywał większe wynagrodzenie także od władz miasta.
Potraktowałem to tylko jako dobre chęci, bo nie wierzyłem, aby było to możliwe.
Ponieważ nie cofnąłem mojego postanowienia, ugoda z Dyrektorem Naczelnym została zawarta
i mogłem odejść od 1 października 1981 roku.
Na pożegnanie, od załogi hotelu otrzymałem puchar z wygrawerowaną tabliczką:
" Liderowi- 30.09.1981" i dowieszoną laurką.
Postscriptum:
Żeby wszystko było dopowiedziane o moim etapie życia, jakim było budowanie hotelu w Mrągowie,
jego uruchomianie i nim rządzenie, dodać muszę dwie istotne informacje, które później do mnie dotarły:
1. Opisany człowiek, nad którym się ulitowałem, a który zatruwał mi życie w Mrongovii, Pan O,
widocznie miał już taki charakter, że wszędzie musiał komuś porządnie na odciski nadeptywać. Ja się nie
odegrałem na nim, ale znaleźli się tacy, którzy mu jednak czegoś nie darowali. Nie mnie jest oczywiście
go osądzać, bo nie wiem jak dokładnie było, jednak finał był tragiczny! Parę lat później ów Pan skończył
żywot w podpalonym samochodzie;
2. Po mnie oczywiście na dyrektorskim stołku został posadzony wspomniany poprzednio Pan G
(wysokiej rangi, partyjny, przedstawiciel Polski w Konsulacie w Kijowie). Jednak zbyt długo miejsca
tam nie zagrzał. Jakiś czas po tym, z powodu niezbyt ciekawych sprawek, został stamtąd usunięty
(nawet z pewnym rozgłosem). Ale zapewne zasmakował w takim światku, ponieważ wnet został
dyrektorem innego, budowanego z niemałym rozgłosem hotelu. Znowu, (powiem tak samo jak
poprzednio) nie mnie jest osądzać, bo nie znam dokładnie sprawy, z tym hotelem wiąże się do dziś
skandal za skandalem. Hotel postawiono w stan upadłości, a właściciel (do wyjaśnienia sprawy)
przeniesiony do więzienia.
Nawiasem mogę dodać, że ten obiekt jest przedstawiony na jednej z zamieszczonych
na moich stronach fotografii - Której ? Nie podpowiem !