Włocławek - krótki przystanek życiowy.
     
  Życiorys. Strona 33.      
               
   
 
   
 
Panorama Włocławka od strony Wisły
 
Bulwary nad Wisłą
 
Nowe osiedla
 
Rynek
 
 
Hala sportowa
 
Hala sportowa
 
Powyżej zamieszczone
zdjęcia pochodzą z portalu
www.wloclawek.pl.
 
 
Ponieważ nie było lepszego pomysłu udałem się na
konkretne rozmowy do dyrekcji firmy, która
prowadziła tam roboty elektroenergetyczne.
Podpisałem angaż. Zostałem kierownikiem brygady
montującej główne zasilanie fabryki. Dostałem
także przydział na dwupokojowe mieszkanie w
świeżo wybudowanym osiedlu we Włocławku.
Pracę należało podjąć bez zwłocznie.
Rozstanie się z dotychczasową pracą nie było
trudne. Na zasadzie tak zwanego obopólnego
porozumienia już po dwu tygodniach zostawiłem bez
żalu transport budowlany.

Był koniec czerwca 1969 roku.
Zapakowałem moje osobiste rzeczy do Zastawy.
Mino, że samochód nie był wielki wszystko się
zmieściło.
Dwie trzecie dotychczasowej rodziny,
mieszkanie i wszelaki dobytek pozostało !

Taka była cena zaspakajania swoich własnych
ambicji i niedotrzymania przysięgi złożonej przy
ślubie 15 lat wcześniej.

Niezwłocznie zameldowałem się w Fabryce Farb i
lakierów we Włocławku, oraz objąłem w posiadanie
nowiutkie, ale zupełnie puste mieszkanie. Trzeba
było nabyć podstawowe przedmioty. Kilka
pierwszych dni stołowałem się w pobliskim barze w
oczekiwaniu na Asię.
Przyznam, że nie byłem wolny od obaw czy to w
ogóle nastąpi.
Jednak pod koniec tygodnia przyjechała pociągiem
i żwawo rozpoczęliśmy zagospodarowywanie się.
Kupiliśmy najbardziej niezbędne przedmioty i od
razu zrobiło się milej.

Sam Włocławek wydawał się nam bardzo miłym
miastem. Było gdzie po pracy pójść. Przede
wszystkim była Wisła. Były bulwary z jednej strony,
a dzikie skarpy i gęstwiny z drugiej strony. Do tego
dużo leśnych terenów.
Tego wszystkiego brakowało Łodzi.
Miasto ożywiały w znacznym stopniu dwie wielkie
budowy. Teraz zrozumiałem, jakim sposobem
kierowcy dużych ciężarówek obsługujących
budowy tak dobrze się mają. Oni wcale nie musieli,
w dosłownym znaczeniu tego słowa, kraść benzyny, aby być "paniskami" . Nie musiałem kupować
benzyny w stacji benzynowej, bo oni sprzedawali ją
po 1/3 ceny. Mówili, że i tak często niektórzy
wylewali jej nadmiar do rowu, aby nie wykryło się,
że normy zużycia, z których się wyliczali są wzięte z
sufitu oczywiście na korzyść kierowców. Aby nie
dopuścić do ewentualnej weryfikacji tych norm
wszyscy solidarnie nadmiary benzyny albo
sprzedawali albo wylewali gdzie popadło !
Na budowie prace montażowe szły normalnym
tokiem. Zespół, którym kierowałem był w miarę
przyzwoity, gdyby nie jeden pijak, którego musiałem
często wyręczać w pracy. Pewnego dnia miarka się
przebrała i musiałem go z pracy wyrzucić, co jednak
nie było dobrze widziane przez dyrekcję. Czułem
się tak jak na początku swojej drogi pracy
zawodowej w zakładach radiowych. Pijaństwo było
po prostu tak powszechne, że musiało być w
pewnym stopniu tolerowane, bo mogłoby
się okazać, że nie ma, kto na takiej budowie pracować !
Asia, co raz to wyjeżdżała albo pod pretekstem, że
jeszcze pracuje, albo, że musi pomagać swojej Mamie.
Tak minęło kilka tygodni.
Asia wreszcie zwolniła się z pracy w Łodzi.
Poczułem się trochę lepiej.
Sprawy tak się unormowały, że na kilkanaści dni
można było do nas zaprosić moją córkę Magdę. Jak
się kazało po wielu latach ten pobyt wspomina Ona
nawet całkiem sympatycznie
.
Doszliśmy do wniosku, że dobrze by było odwiedzić
moich Rodziców w Olsztynie we trójkę..
Wizyta przebiegła w miłej atmosferze.

W drodze powrotnej przytrafiła nam się
niecodzienna przygoda.

Była niedziela po południu. Piękna pogoda.
Dzieliliśmy się wrażeniami z pobytu na Mazurach. W
pewnym momencie, w czasie jazdy z prędkością ok.
90 km/godz. coś strasznie huknęło z tyłu
samochodu jakby ktoś w nas uderzył. Poczuliśmy
wstrząs. Spojrzałem w lusterko wsteczne, a z tyłu
samochodu widać dym czy straszny kurz i iskry !
Błysnęła mi myśl: PALIMY SIĘ! Zatrzymać
natychmiast samochód!- pomyślałem. Nadepnąłem
na hamulec! A tu pedał wpadł w podłogę ! Nic nie
hamuje - mówię do Asi. Spojrzałem przed siebie,
(bo przecież jedziemy z prędkością 90!)
i widzę jak nasze własne koło toczy się
przed naszym samochodem prosto szosą i się
od nas oddala! Teraz natychmiast zrozumiałem, co
się stało: urwało się tylne koło! Samochód,
straszliwie zgrzytając powoli wytracił szybkość i
stanęliśmy wreszcie w kompletnej ciszy .
Dobrze, że była prosta droga i nie było nikogo
przede mną!
Nie były to czasy, kiedy w takiej sytuacji sięga się po
telefon komórkowy i spokojnie czeka na pomoc
drogową. Po ochłonięciu trochę poszedłem paręset
metrów do najbliższego zabudowania. Tam rolnik,
na nasze szczęście posiadał traktor, którym
ściągnęliśmy nasz samochód na teren tego
gospodarstwa.
Resztę podróży odbyliśmy autostopem.

 
 
                           
         
Minęły trzy - cztery tygodnie.
Pewnej niedzieli, zupełnie bez zapowiedzi odwiedzili nas moi Rodzice i...

     
                           
           
cd >>>
       
                           
     
   
      Home Dzień dzisiejszy(fotografie)  Książka Gości
Poczta
Strona poprzednia
Strona następna