Życiorys. Strona 23   Praca w PKP - cd    
             
                 
                       
                       

Przyszedł czas, kiedy mi oznajmiono, że teraz muszę się nauczyć przepisów obowiązujących na
"żelaznych drogach" , a następnie po ich zaliczeniu zacząć najpierw jeździć z drużyną, jako uczeń w
normalnym harmonogramie ich pracy.
Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, że ta praca jest tak stresująca. Wyobraź sobie, że jest noc i jest do
tego np. silna mgła ! Wyobraź sobie, że siedzisz przy pulpicie olbrzymiej maszynerii, która ciągnie za sobą
wagony a w nich czasem setki ludzi. Wyobraź sobie, że przed sobą masz tylko szybę a za nią widzisz tylko 5
do 10 metrów toru ! Zerkasz na wskaźnik prędkości na pulpicie i widzisz, że jedziesz 120 km na godzinę !!!
Wiesz przecież, że na tych torach może się nieoczekiwanie znaleźć jakaś przeszkoda, np. przewrócone
drzewo lub człowiek. Nic, zupełnie nic nie jesteś w stanie zrobić, aby tą przeszkodę ominąć lub zahamować
przed nią ! Musisz jechać z wyznaczoną na danym odcinku prędkością, bo inaczej nie dojedziesz do
następnego przystanku o czasie, ludzie gdzieś tam spóźnią się, nie będą mieli połączenia z innym
pociągiem no i na koniec potrącą ci z uposażenia (w najlepszym przypadku) !!!
Przy pulpicie siedzi zawsze dwóch ludzi i obaj patrzą (a raczej wytrzeszczają wzrok), aby nic nie przegapić i
powtarzają jeden za drugim, co widzą : np. jeden mówi wolna (droga) jak zobaczy zielone światło; drugi
powtarza wolna , ale tylko wtedy jak zobaczył TO SAMO !
Stres jest ogromny zwłaszcza, kiedy do tej pracy przyjedzie się samochodem, którym jedzie się tak jak
pozwala na to widoczność, przyczepność jezdni i wiele jeszcze innych czynników !

-----

Gdzieś tam wreszcie jest końcowa stacja, gdzie można podziękować Bogu , że się jakoś dojechało, nikogo
nie przejechało, spóźnienia nie było. Krew z głowy może trochę odpłynąć !!
Teraz cały skład (pociąg) skierowany jest na tak zwany boczny tor i oczekuje na powrotna drogę o
wyznaczonej godzinie. Co wtedy robić ? Zjeść kanapki, zdrzemnąć się no i oczywiście nie myśleć jak to
będzie z powrotem !!
Załoga prowadząca taki elektrowóz czy tak zwaną jednostkę elektryczną ma wpojone i to ćwiczy często(!) :
co robić, jak za taką wielką szybą przed sobą zobaczy się przeszkodę oczywiście nie do ominięcia ?!
"DAĆ W HAMOWANIE , DAĆ SYGNAŁ I CO SIŁ DO TYŁU "!!!! Za plecami ma się olbrzymi silnik a
właściwie kilka a po obu bokach, wzdłuż elektrowozu korytarze, którymi natychmiast, co sił należy uciekać do
tyłu. Jest to jedyna szansa, aby przeżyć ! Pociąg i tak będzie zwalniał po swojemu (dodatkowo sypiąc
piasek pod koła) na przestrzeni nawet 100 m lub więcej.

Pewnie, że są i normalne warunki, w jakich się trochę człowiek pewniej czuje, widać daleko i wszystko jest
normalne , ale pamięta się te najgorsze, które pozostawiają ślad w pamięci,bo wtedy okazuje się, że to, że
się żyje zależy od czystego przypadku i o tym się myśli właśnie wtedy, kiedy postępuje się jakby tak, aby
sprowokować los !

                       
Jest przy tym wszystkim także niestety rutyna, która czasem może spowodować nieobliczalne
skutki, czego doświadczyłem na własnej skórze ....
                       
Ta dobra rutyna to na przykład nauczenie się nie byle jakiej sztuki, jaką jest zatrzymania łagodne
pociągu na końcu, a właściwie na początku peronu przy oznaczonym miejscu. Hamowanie musi być
rozpoczęte dość daleko przed tym peronem i z takim wyliczeniem, aby trwało to jak najkrócej, ale aby
ludzie, którzy już stoją w przejściach i korytarzach gotowi do wyjścia z wagonów nie poprzewracali się
z powodu, że maszynista stwierdził w ostatniej chwili, że nie stanie w oznaczonym do tego miejscu i
wyjedzie poza obręb peronu ! Zdarzyło mi się w czasie nauki, że tak się stało i wtedy towarzyszący mi
maszynista powiedział: to teraz wyjrzyj przez okno a dowiesz się od pasażerów, co o tym myślą !
(było zresztą to słychać ! ).
Po pewnym czasie nabiera się owej rutyny i staje się tam gdzie trzeba.
Ale jest wiele innych przykładów, jakie doświadczyłem, aby stwierdzić, że ta tak zwana rutyna
znieczula. Pamiętam takie zdarzenie: siedzę na miejscu maszynisty, czekam na sygnał do odjazdu
ze stacji, semafor przed elektrowozem zapalił się na zielono, słyszę głos zawiadowcy, że mogę
ruszać, potwierdza to kierownik pociągu: wiec ruszam. Semafor stał z 10 m przed lokomotywą.
W momencie, gdy do niego dojeżdżałem zapaliło się na nim czerwone światło !!
Nie było czasu na myślenie ! Wyłączyłem silniki i "dałem w hamowanie" ! Pociąg zgrzytnął,
Ci, co stali polecieli do przodu ! Stanęliśmy ! Przyleciał zawiadowca stacji i kierownik pociągu - Co
się stało ??? . Jak to, co się stało? To ja z kolei pytam i mówię : przecież nastawniczy w ostatniej
chwili dał czerwone światło !! Coś widocznie jest na torach !!! Polecieli do nastawni. Po paru
minutach wracają i mówią : nic się nie stało tylko za wcześnie nastawniczy zmienił na czerwone, bo
tak mu było łatwiej przejść do innych obowiązków !!! No pewnie, że powinien z tym poczekać jak
prawie cały pociąg upuści stację.
No tak a ja myślałem wtedy, że coś się stało ( ! ) a to tylko taka rutyna, na którą stary maszynista nie
zwróciłby żadnej uwagi (tak powiedział towarzyszący mi nauczyciel !).
A co by było, gdyby jednak było coś na torach wtedy ? Spytałem , ale na to pytanie nie było
odpowiedzi.
Ile później było trzeba pisać wyjaśnień, ile potwierdzeń, ile było tłumaczeń, bo oczywiście mieliśmy, choć
niewielkie to jednak spóźnienie. Szczęście, że trasa była dość długa i po pewnym czasie
nadrobiłem to. Dobrze, że była dobra pogoda.

                       
cd >>>
                       
 
 
    Home Dzień dzisiejszy(fotografie)  Książka Gości
Poczta
Strona poprzednia
Strona następna