Życiorys.

Strona 120.

        jesień roku 2013 ...    
         

Kilka słów wyjaśnienia: moi krewni, córka Magda mieszkająca w Kanadzie i siostrzenica Ewa mieszkająca w Anglii starały się mi pomóc wrócić do normalnego życia.

Mogłem (teoretycznie) pojechać albo do Kanady albo do Anglii, aby choćby trochę próbować ułożyć sobie życie. Skorzystałem z zaproszenia Ewy i pojechałem do Leicester w środkowej Anglii. (opiszę ten pobyt osobno).

   
Byłem tam prawie trzy miesiące i żyłem tak jak wszyscy emigranci z Polski, ale wszystko ma swój początek i koniec!
         
                                           
   
Koniec życia w angielskim wymiarze.
 
       
   
Ewa, moja siostrzenica, mieszkająca na stałe w Leicester (środkowa Anglia) na zakupach w supermarkecie w leicester.
 
       
             
           
   
Lili, córeczka Ewy w przedszkolu.
     
         

Jak to było:

Jak byłem w Anglii Ewa któregoś dnia powiedziała, że powinienem dać swój anons do programu angielskiego, który kojarzy pary - Badoo. Nie widziałem w tym wielkiego sensu, ale Ewa nalegała i powiedziała, że sama to zrobi a ja tylko abym odpowiedział na pytania, które są tam wymagane...

Tak postał mój anons. Zacząłem się tym bawić i zobaczyłem ile kobiet tam można znaleźć oczywiście w najbliższej okolicy czyli miasta Leicester. Były tam oczywiście także murzynki, które mnie dość frapowały...

Oczywiście nic z tego nie wyszło z powodu mojego niezdecydowania, czy chcę zostać w Anglii czy wrócić do Olsztyna...

             
                                               
                                       
 


Mijał już prawie trzeci miesiąc mojego pobytu u Ewy w Leicester (środkowa Anglia). Zastanawiałem się nad powrotem do domu, ale tylko wtedy, jak nie miałem pomysłu, co robić dalej, co było nieczęsto. …Rozważałem także przeniesienie się na stałe do Anglii na co mnie namawiała Ewa i może bym poważnie o tym myślał, ale dochodziłem do przekonania, że nie potrafił bym swobodnie jeździć samochodem w ruchu lewostronnym. Przedsmak trudności w przyzwyczajeniu się do tego dało mi jeżdżenie rowerem... W Leicester wszędzie można dojechać rowerem korzystając ze wspaniałych ścieżek rowerowych, ale był moment, że musiałem pojechać normalną jezdnią i po skręceniu do poprzecznej uliczki omal nie wpadłem na prawidłowo (lewą stroną jezdni) jechał samochód!

Pewnego dnia Ewa stwierdziła, że warto zobaczyć ile teraz kosztują bilety lotnicze do Polski.

Natychmiast to podchwyciłem, bo wydawało mi się, że to było powiedziane nie bez kozery... Razem wyszukaliśmy odpowiednie strony internetowe i okazało się, że chyba za tydzień można bardzo tanio wrócić do Polski. Natychmiast podjąłem odpowiednie starania i internetowo kupiłem stosowny bilet.

Wtedy Ewa trochę chyba 'proforma' stwierdziła, że nie ma żadnego powodu abym odjechał, ale ja to potraktowałem, tak, jak napisałem wyżej. Już więcej nie było tego tematu.

 

                       
               

Nadszedł dzień wyjazdu.

Ostatnie spojrzenie na ogród Ewy w Leicester, na żywopłot, który mozolnie przycinałem przed wyjazdem i wyjazd na lotnisko East Midlands. Wiezie mnie Ewa i Craig jej Passatem. Strasznie się denerwują, bo wyjechaliśmy dość późno a na dobitek, co chwila trzeba stać w korku. Po wariackiej jeździe wpadamy w ostatniej chwili na lotnisko i od razu wbiegam do hali odpraw. Jest cicho i pusto. Jeszcze chwila i już idę do samolotu jako jeden z ostanich pasażerów... Jest 16 listopad 2013 roku, późne popołudnie...

                 
                                                                 
                                 
         
W sali lotniska East Midlands - przestrzennie i spokojnie.
   
                                       
                                                                 
Za oknem samolotu widoczna hala lotniska.
 

Jeszcze ostatnie spojrzenie na oddalające się lotnisko East Midlands i szybko wznosimy się do góry w ciemną przestrzeń nad Europę.

     
                 

...w samolocie . Miałem spokojnych ponad 100 minut na pierwsze podsumowanie tego pobytu w Anglii . . . ale miałem także czas na zastanowienie się, co będzie jak już otworzę drzwi mojego "budynku" zimnego i pustego... Nie były to myśli wesołe...

                   
                                                                 
                 

Około 24 godziny witałem się z niezawodnym Bogdanem G. na parkingu lotniska w Modlinie (koło Warszawy) w Polsce. Przyjechał tam z Olsztyna, aby mnie zabrać do domu.

Było zimno, padał mokry śnieg, wiał silny wiatr . . .

"...Zszedłem na ziemię ! "

                 
                 
Było to 16-tego listopada 2013 roku.
                 
                                                                 
                 
CD>>>