Życiorys. Strona 8.  
Wakacje pod nadzorem... i nowy świat w dużym mieście.
           
     
Na wakacje (był to chyba 1946 r.) pojechaliśmy do Nowego Miasta nad Pilicą do
siostry ojca, Marysi, która była dentystką i tam mieszkała razem z córką Wandą.
Z tych wakacji zapamiętałem dziwne zachowanie się ich psa wilczura, który jak
byliśmy w domu zachowywał się bardzo "pokojowo" w stosunku do nas, ale jak
poszliśmy do lasu na tak zwaną majówkę, nie pozwolił nam się ruszyć ani kroku
osobno. Wszyscy razem mogliśmy spacerować.
Poczuliśmy się jak stado baranów pilnowane przez psa pasterza.
 
                                                   
               
Ciocia Marysia, Tato, siostra i ja.
Ciocia Marysia, kuzynka Wanda, my i pies
     
Przeprowadzka do Lublina
   
 
W Bełżycach długo jednak nie zagrzaliśmy miejsca. Rodzice byli coraz bardziej pochłonięci pracą na uczelni, a ja byłem
coraz bardziej chorowity.
Nikt nie wiedział, co mi właściwie jest. Decyzja zapadła: przeprowadzamy się do Lublina. Dostaliśmy mieszkanie w
pięknym budynku w samym centrum Lublina, przy placu Unii lubelskiej, w którym mieścił się także Uniwersytet.
Niebawem okazało się, że przyczyną mojej "chorowitości" są "zmiany" w płucach. I tak wylądowałem na przeszło pół
roku w sanatorium dla dzieci(wtedy jeszcze prywatnym Dr Cybulskiego) w Rabce (niedaleko Nowego Targu i
Zakopanego). Było tam pięknie. Powietrze pachnące sosnami, cisza i rygor. Przed południem spacery po lesie i
parkach, a po obiedzie leżakowanie na odkrytym tarasie niezależnie od tego czy było zimno czy ciepło.
Po czterech chyba miesiącach odwiedziła mnie mama z moją siostrą. Bardzo na to czekałem, ale z wielkiej radości
zrobiło się istne piekło, bo zaraz siostra zachorowała na jakąś zakaźną chorobę ( nie pamiętam co to było), którą
według lekarzy zaraziła się w pociągu ( w tamtych czasach pociągi były niesamowicie przepełnione a i ze zdrowiem
narodu nie było najlepiej). I jakby tego było mało za kilka dni połowa przebywających w sanatorium
dzieci zaraziła się od mojej siostry ! Z sanatorium zrobił się natychmiast szpital ! Zaniepokojeni rodzice tych dzieci, co
zachorowały, zaczęli przyjeżdżać, aby być przy swoich chorych pociechach. Wszyscy mnie pokazywali palcami,
że to właśnie moja siostra narobiła takiego bigosu. A ja sam nie zachorowałem, co było oczywiście jawną
niesprawiedliwością !!

Wszystko jednak dobrze się skończyło.
Przyjechałem do Lublina zdrowy, ale z nakazem leżenia co dziennie w łóżku po obiedzie przez dwie godziny.
To były istne tortury !
Przez moją chorobę straciłem jeden rok nauki i teraz znalazłem się w siódmej klasie razem młodszą o rok siostrą,
co było trudne do "zniesienia" !
Rodzice aby mi jakoś wynagrodzić te wszystkie straty "moralne" kupili mi używany motorower.
Czułem się o wiele lepiej !

                                       
Minął rok i wszystko się zmieniło. Dalszą naukę odbywałem w najlepszym męskim liceum im. Stanisława Staszica.
Stałem się od razu zupełnie dorosłym !

Aby dopełnić zmian przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania w "willowej" dzielnicy Lublina niedaleko mojego liceum.
Dostałem także aparat fotograficzny.
Z pierwszymi nieudanymi próbami uwieczniania otaczającego mnie świata wiąże się moje pierwsze odurzenie kobietą !
A było to tak : z wielkim przejęciem robiłem pierwsze zdjęcia oczywiście mojej siostrze i plenerów wokół domu.
Oddałem do wywołania film i przyjmująca go panienka w zakładzie fotograficznym swoim wyglądem sparaliżowała mnie !
Czekałem z wielką niecierpliwością na odebranie wywołanego filmu. Panienka ta sama co poprzednio. Krew mi uderzyła do
głowy ( sam nie wiem dlaczego ?), oświadcza że : nie wyszło ani jedno zdjęcie ! Teraz dopiero mnie zatkało !!
Jak to nie wyszło ?? -Może to nie mój film ? (wpadłem na pomysł przedłużenia rozmowy ! ).
Już nie wiem o co mi bardziej chodzi ( ! ) czy o przedłużenie rozmowy, czy o ten film ! Czuję, że zrobiłem się czerwony !
Muszę natychmiast wyjść !-- pomyślałem. To ja przyjdę jutro, proszę poszukać,
może się znajdzie ! --i wystrzeliłem z zakładu aby ochłonąć !!
Przychodziłem do tego zakładu jeszcze chyba ze trzy razy zawsze dziwnie podniecony i gapiłem się na tę
panienkę, a ona chyba zupełnie nie wiedziała, o co mi chodz,i bo upierałem się, że może się znajdzie właściwy
film, aż się zdenerwowała i coś mi niegrzecznego powiedziała. Dość, że dotarło to wreszcie do mnie, że nie
mam, co więcej przychodzić ! Finał tej sprawy był taki ( bo sam nie wiedziałem dokładnie o co mi chodzi !), że
postanowiłem "pokazać", że jest mi niepotrzebna do tej sprawy i po zaopatrzeniu się w stosowne podręczniki,
chemikalia i oprzyrządowanie istotnie nauczyłem się wszystko robić sam do tego stopnia, że wszystkie
późniejsze zdjęcia aż do powszechnego wejścia koloru, wykonywałem w całości sam od "pstryknięcia" aż po
różnej wielkości fotogramy.
Nigdy jednak później nie poszedłem do wspomnianego zakładu fotograficznego, zresztą niebawem miałem
inny "obiekt" zainteresowania.
         
<< Nasze mieszkanie było na
drugim piętrze, a nasz największy, owalny pokój był w części narożnej (otwarteokno środkowe). Dwa boczne należały także do tego pokoju. Poza naszym mieszkaniem pierwsze i drugie piętro zajmował także Uniwersytet.
Pałacyk zajmowany także przez
Uniwersytet. Także na tym samym
Placu Unii Lubelskiej. Tam swój
zakład miała moja mama
Są to jedne z pierwszych zdjęć jakie wykonałem całkowicie samodzielnie po kompromitacji z pierwszym filmem.
Od "pstryknięcia" do gotowej fotki. Był wtedy 1949 rok. Tak ! To było ponad pół wieku temu ! (miałem 14 lat )
cd >>>
                                         
     
   
      Home Dzień dzisiejszy(fotografie)  Książka Gości
Poczta
Strona poprzednia
Strona następna