Życiorys. Strona 4.  
Błażowa koło Rzeszowa.
         
   
Lata 1942/43.
         
                             
     
W miejscowości tej jak i okolicach rozwinięta była działalność Armii Krajowej, oczywiście w największej konspiracji,
a wyniki tej działalności były nader częste.
     
                             
                 
Prawie w mojej obecności wykonano
wyrok śmierci na miejscowym policjancie,
który współpracował z Niemcami.
Miałem wtedy 8 lat.

Stałem w przedsionku domu, w którym
mieszkaliśmy. Nagle bardzo energicznie
weszło dwóch mężczyzn, przepchnęli
mnie na bok, wyjęli pistolety, zarepe
towali i walnęli pięściami do drzwi
sąsiedniego mieszkania.
Ktoś otworzył.
Oni pchnęli drzwi, weszli gwałtownie
do środka i prawie natychmiast rozległy
się dwa strzały i zaraz potem straszny
kobiecy krzyk.

W tym momencie zrozumiałem,
co się stało i uciekłem do naszego mieszkania.

Było to dla mnie przerażające przeżycie.

Chwilę później na podwórze wybiegł syn
owego policjanta rozpaczliwie zawodząc i
łkając wołał, że się utopi w studni, która
była w pobliżu.
W tym momencie ktoś tam w pobliżu
stojący chwycił go i przytrzymał a on
strasznie rozpaczał.

   
   

Fotografia z 1942 roku.

Rodzice, a w głębi widać Błażowę z wielkim kościołem.
Widać wzgórza stanowiące przedsionek Beskidu Niskiego i Bieszczad.

           

Organizowane były często ataki na przejeżdżające pobliskimi drogami oddziały niemieckie i inne podobne akcje.
Zawsze to pociągało za sobą przybycie oddziałów, które miały za zadanie ukarać miejscową ludność. Przeważnie
kończyło się to zabiciem kogoś, na kogo Niemcy mieli już wcześniej jakieś donosy lub przypuszczenia. Gdy zbliżała
się taka ekspedycja karna większość mężczyzn uprzedzona o tym przez AK uciekała z miasteczka w pobliskie
wzgórza i lasy a z nimi także mój Ojciec , który należał także do AK i brał udział w tajnym nauczaniu.

           

Była to jedyna możliwość na kształcenie się młodych Polaków mieszkających na terenie
utworzonej przez Niemców Generalnej Guberni,
bo szkolnictwo na poziomie średnim i wyższym było zabronione.

Niemcy zganiali wtedy pozostałą ludność na plac przed kościołem i grozili rozstrzeliwaniem jak nie znajdzie się
winowajca.

           
Pamiętam jak pewnego dnia zabrali także Mamę z siostrą i ze mną, grożąc zabiciem, jeżeli nie znajdzie się winny jakieś
kolejnej akcji. Wtedy to okazało się, że Mama ( tak jak kiedyś ratując mnie przed upadkiem z balkonu) wykazała się
niesłychanym w takich warunkach spokojem, odwagą i opanowaniem. Zaczęła spokojnie z oprawcami rozmawiać po
niemiecku, bardzo starannie dobierając słowa i tłumacząc, że zaciągnięci tu ludzie niczemu nie są winni.
Trwało to jakiś czas, ale w efekcie puszczono nas wolno !
 
Nie zapomnę także nigdy, jak pewnego dnia, niemiecki oddział egzekucyjny wjeżdżał już do miasteczka a ojciec
dopiero wtedy zaczął uciekać w kierunku pobliskiego wzgórza. Niemcy to dostrzegli i zaczęli strzelać za uciekającym. A
my siedzieliśmy w piwnicy i patrzyliśmy przez okienko w kierunku, w którym pobiegł ojciec, bojąc się strasznie, że go
zabiją.
 
Minęło porę godzin. Niemcy wreszcie odjechali a po zapadnięciu zmroku zjawił się nasz Tato strasznie blady, w
podartym i brudnym ubraniu, ale nawet niedraśnięty kulami, których gwizd słyszał obok siebie.
 
W takim małym miasteczku wszyscy o wszystkich wszystko wiedzieli.
Mieszkała tam pewna biedna pani z dwoma dorosłymi już prawie córkami. Po pewnym czasie okazało się,
że te córki ( a może i sama ich mama ) "zadawały" się z Niemcami. Wszyscy zauważyli jak się wzbogaciły.
Nagle gruchnęła wieść: nie wychodzą z domu, bo zostały przez "kogoś" o g o l o n e !
Minął jakiś czas i zdawało się, że wszystko wróciło do normy. Panienki znowu promieniały dobrobytem.
Znowu minęło kilka miesięcy
Pewnego poranka ludzie "lecą" na most, nad pobliską rzekę a tam widać trzy utopione kobiety !
 
Tak toczyło się codzienne życie w czasie okupacji w takim małym miasteczku.
       
 
cd >>>
           
 
 
  Home Dzień dzisiejszy(fotografie)  Książka Gości Poczta Strona poprzednia Strona następna